Na
29 sierpnia 1975 roku 34.PLM OPK w Gdyni miał zaplanowane loty
dzienne w ZWA. Były to loty na walki, trasy, przechwycenia, słowem - wiele pracy i zadań ekscytujących nie tylko rutyniarzy, ale
przede wszystkim młodych pilotów. Piloci z niewielkim
doświadczeniem mieli za zadania przechwytywać starszych od siebie
kolegów. Zastępca dowódcy pułku ds. szkolenia ppłk pil. Jan
Olszewski w powietrzu spędził już ponad 2200 godz. Tego dnia miał
zaplanowany lot rutynowy, zwyczajny, spokojny. Zadanie według
ćwiczenia 109 PSzBLM-71, czyli lot po trasie Babie Doły - Dobre
Miasto - Chojnice - Słupsk - Dobre Miasto i lądowanie w Słupsku.
Samolot MiG-21MF z II eskadry 4 klucza o nr 9104 był tego dnia
przygotowany przez sierż. Henryka Grzelaka. O godz. 9.20 na
samolocie SBLim-2 poleciał do Słupska p.o. dowódcy II eskadry 34.
PLM OPK mjr pil. Piotr Wiśliński, który po trasie dokonał
rozpoznania pogody i o godz. 9.36 wylądował na lotnisku w Słupsku,
aby stamtąd kierować lotami gdyńskich samolotów mających tego
dnia tam lądować. Około godz.10.00 po zdaniu obowiązków KL-a
d-cy pułku Marianowi Gniademu ppłk pil. Jan Olszewski udał się na
CPPS, zajął miejsce w kabinie i rozpoczął procedurę uruchomienia
samolotu i wykonania powierzonego mu zadania, jakie miał w tym dniu w
swoim planie.
Warunki pogodowe jakie panowały w rejonie trasy,
przedstawiały się następująco: zachmurzenie 4/3/70, podstawa
800-1000 metrów, widzialność nad chmurami 6 km, wiatr kierunek 350
stopni, prędkość 2 m/s, ciśnienie atmosferyczne 757, temp.
otoczenia 22 stopnie C. Start i nabranie wysokości do lotu po trasie
10650 m, prędkość 850 km/h i spokojny, prosty, nieskomplikowany
lot, jak to mawiają piloci w swoim lotniczym żargonie - wożenie
pewnej części ciała, gdzie plecy kończą swoją szlachetną nazwę a nogi się jeszcze nie zaczynają. Warunki tego dnia są dobre, więc cały lot przebiegał
zgodnie z planem aż do zbliżania się do lotniska w Słupsku, gdzie
ppłk Olszewski miał lądować. Będąc około 50 km od lotniska,
pilot otrzymał zezwolenie od kierownika lotów na zniżanie do
wysokości 5000 metrów oraz przejście na kanał łączności. Było
to niezbędne, aby otrzymywać kolejne polecenia co do dalszych
warunków lotu. Kolejnym rozkazem kierownika lotów było zejście na
wysokość 500 metrów z warunkami do lądowania. Na początku
korytarza lądowania pada kolejna komenda do zejścia na 500 metrów
z odejściem znad DRP na kurs przeciwny do kursu lądowania. W tym
czasie w Słupsku odbywały się loty na tzw. podtrzymanie nawyków,
którymi z wieży kierował mjr pil. Niedbała. O godz. 9.57 z
lotniska w Słupsku wystartował samolot Lim-5, którego pilotował
por. Zawadzki. Celem jego zadania było wykonanie lotu na poligonie
Wicko Morskie. Po wykonaniu zadania por. Zawadzki bez uzyskania zgody
od KL wszedł w krąg i wylądował na lotnisku w Słupsku o godz.
10.37. Na ten fakt nie zwrócili uwagi ani mjr Piotr Wiśliński
kierujący lotami, ani mjr Niedbała.
W tym czasie kolejny Lim-5
pilotowany przez por. pil. Henryka Kielara wystartował w celu
wykonania zadania na poligonie Wicko Morskie. Por. pil. Henryk Kielar
- słuchacz ASG - tego dnia odbywał staż w 19.LEH, lecąc na
samolocie Lim-5 o nr 1022. Wspomniany wyżej pilot ma na swoim koncie
876 godz. spędzonych w powietrzu, w tym 166 na samolocie Lim-5. Po
wykonaniu swojego zadania por. Henryk Kielar nie nawiązał łączności
z KL na lotnisku w Słupsku. Leciał także na wysokości 500 metrów
o czym nie poinformował kierownika lotów. Rozpoczął procedurę
lądowania i zameldował o tym dopiero wtedy, gdy był już na
trzecim kręgu. W tej sytuacji kierownik lotów rozkazał mu
niezwłocznie wznieść się na wysokość 800 metrów. Natomiast
ppłk Olszewski po wykonaniu zakrętu na kurs powrotny i po przelocie
na tym kursie około 30 sekund odczuł gwałtowny wstrząs samolotu,
nagłą utratę sterowności i pożar w kabinie. W jednej chwili jego
samolot przechodzi w strome nurkowanie i pilot błyskawicznie
podejmuje decyzję katapultowania się. Zderzenie samolotów
nastąpiło o godz. 11.03. Ppłk pil. Jan Olszewski katapultował się
ze swojego samolotu, tracąc na chwilę przytomność. Opadając już
swobodnie na spadochronie, zauważył drugi spadochron z siedzeniem
katapultowym oraz pilota na spadochronie ratowniczym. W tym momencie
ppłk Olszewski uświadomił sobie, że doszło do zderzenia z inną
maszyną. Pilot wylądował w zabudowaniu gospodarskim około 8
metrów od domu. W wyniku tego zderzenia z drugim samolotem oraz
katapultowaniem się ppłk Jan Olszewski doznał poparzenia II
stopnia przedniej i dolnej części podudzia prawego (pożar w
kabinie) oraz rany ciętej w górnej grzbietowej części prawej
stopy, stłuczenia szóstego kręgu piersiowego oraz kości ogonowej.
Porucznik Henryk Kielar poniósł śmierć na miejscu zdarzenia.
Komisja badania wypadków pod przewodnictwem gen. pil. Tadeusza
Krepskiego stwierdziła, iż samolot MiG-21MF o nr 9104 wykonujący
lot poziomy z prędkością większą około 50 km od prędkości
samolotu Lim-5 pilotowanego przez por. pil. Henryka Kielara uderzył
w samolot Lim-5 wykonujący w tym czasie lot wznoszący.
Uderzenie
nastąpiło w dolną częścią kadłuba, powodując oderwanie lewego
skrzydła i zniszczenie osłony kabiny. Uderzony Lim-5 wykonał
energiczny obrót w lewo wzdłuż osi podłużnej, powodując
powstanie urazów śmiertelnych u por. Kielara oraz wyrzucenie go
wraz z fotelem na skutek sił odśrodkowych. W wyniku zadziałania
urządzenia automatycznego fotela i spadochronu ciało pilota opadało
na ziemię, ulegając dalszym obrażeniom. Palące się samoloty
zderzyły się z ziemią, ulegając również całkowitemu
zniszczeniu w odległości około 300 metrów od siebie. Przyczyną
wypadku, jak orzekła komisja, było niewłaściwe kierowanie lotami
w rejonie lotniska, a ppłk Jan Olszewski w niczym nie przyczynił
się do tego wypadku lotniczego. Po tym tragicznym incydencie wrócił
jeszcze do latania.
W
czerwcu 1977 roku na samolocie MiG-21UM 7506 odbywa swój pożegnalny
lot z ppłk pil. Waldemarem Piegzą, kończąc swoją bogatą karierę
lotniczą. Odchodzi do rezerwy ze względu na stan zdrowia.
Tekst Krzysztof Kirschenstein
zdjęcia archiwum płk pil. rez. Jana Olszewskiego oraz autora