Wyszukiwarka

Aviateam.pl na Facebook

W stronę wolności...

Kategoria: Katastrofy i incydenty Utworzony: 2013-07-24 Autor: Kirschenstein Krzysztof

W 1948 roku 3 PLM z Wrocławia bazujący na lotnisku Babie Doły (wcześniej przeniesiony na to miejsce z Krakowa w lipcu 1947 roku) został na czas remontu pasa startowego przebazowany na 3 miesiące letnie na lotnisko Gdańsk-Wrzeszcz, aby tam realizować dalsze szkolenie. Dowódcą pułku w tym czasie był ppłk pil. Jan Frey-Bielecki, który wcześniej obowiązki przejął od ppłk. pil. Mikołaja Bujewicza. Po szybkim zapoznaniu się z terenem lotniska w Gdańsku przystąpiono do wykonywania zaplanowanych zadań. Jednym z głównych elementów ćwiczeń było m.in. przygotowanie grupy pilotażowej składającej się z 3 kluczy samolotów myśliwskich Jak-9 do zbliżających się pokazów lotniczych, które zaplanowano na 5 września 1948 roku w Warszawie. Dowódca 3 PLM opracował specjalny program, w którym chciał zaprezentować rożne rodzaje figur w grupowym układzie 9 samolotów myśliwskich Jak-9. 22 sierpnia 1948 roku podczas wykonywania lotów dziennych grupa wyselekcjonowanych pilotów wykonywała trening, którego prowadzącym był ppłk pil. Jan Frey-Bielecki. W składzie "dziewiątki" lecieli m.in. ppor. pil. Zygmunt Krawczyński z 3 Eskadry Lotniczej i ppor. pil. Mirosław Piechociński, który w tym czasie piastował już stanowisko dowódcy 1 Eskadry Lotniczej.

Podczas wykonywania jednej z figur na skutek niewłaściwego budowania skrętu przez dowódcę pułku samolot pilotowany przez ppor. Krawczyńskiego znalazł się pod samolotem Jak-9 ppor. Piechocińskiego, który naszedł dolną częścią kadłuba oraz śmigłem na kabinę samolotu ppor. Krawczyńskiego powodując zderzenie się obu samolotów i śmierć ppor. Krawczyńskiego. Do zderzenia doszło około godz. 10.30 nad Gdańskiem - Orunią na wysokości 1000 metrów. Samolot ppor. Piechocińskiego mimo uszkodzenia śmigła i częściowo dolnej powierzchni kadłuba wylądował szczęśliwie na lotnisku Gdańsk - Wrzeszcz. Komisja badania wypadków stwierdziła, że ppor. pil. Mirosław Piechociński pod kątem 30-40 stopni uderzył śmigłem w kabinę samolotu ppor. Krawczyńskiego. Z relacji do dzisiaj żyjącego świadka wynika, że bezpośrednią winę przy tym wypadku ponosił sam dowódca 3 PLM, który źle zbudował manewr, co w konsekwencji doprowadziło do zderzenia się w powietrzu dwóch świetnie zapowiadających się pilotów. Ciało ppor. pil. Zygmunta Krawczyńskiego na prośbę rodziny zostało przewiezione do Radomia i najprawdopodobniej tam pochowane. Ppor. pil. Mirosława Piechocińskiego po tym wypadku dowódca pułku zawiesił w obowiązkach wykonywania zadań w powietrzu. Pilot jednak wciąż zachowywał stanowisko dowódcy eskadry.

Zdając sobie sprawę, że takie zachowanie dowódcy wobec niego może się z czasem źle skończyć, opracował plan ucieczki za granicę. Wewnętrzny głos prawidłowo podpowiadał mu plan działania, gdyż to właśnie jego upatrywano sobie do zrzucenia winy za ten tragiczny wypadek. Czekając na dobre warunki atmosferyczne oraz na odpowiedni moment, kiedy dowódca pułku wraz z grupą pilotów wystartuje do kolejnego treningu, polecił mechanikowi sierż. Wytrwałowi przygotować samolot Jak-9P numer burtowy 311 pod pretekstem wykonania prac mających na celu "usuwanie dewiacji". Samolot musiał być do tego celu zatankowany do pełna oraz załadowany amunicją jak do lotu bojowego. Kiedy grupa 9 samolotów przeprowadzała trening, ppor. Mirosław Piechociński wszedł do samolotu Jak-9P i powiedział do mechanika: "Pożegnaj wszystkich". Zaraz po starcie skierował maszynę w kierunku morza, przechodząc błyskawicznie do lotu koszącego i obierając kierunek na zachód. Pilot wylądował w angielskiej strefie okupacyjnej Luneburg w północnych Niemczech. Zaraz po lądowaniu grupy dowódca 3 PLM Jan Frey-Bielecki zarządził natychmiastowe poszukiwania, które nie przyniosły rezultatu. Kiedy po kilku tygodniach ustalono już, dokąd uciekł ppor. Piechociński, wysłano po niego samolot pilotowany przez por. pil. Eugeniusza Pniewskiego z 3 PLM wraz z technikiem samolotu Jak-9W chor. Jerzym Siekierą. Po przybyciu na lotnisko stwierdzono, że znajdujący się tam polski samolot myśliwski Jak-9P był uszkodzony. W dochodzeniu przeprowadzonym na miejscu okazało się, że angielscy piloci próbowali na nim latać. Po około 3 miesiącach udało się załatwić wszystkie formalności i sprowadzić samolot ppor. Piechocińskiego do kraju. Uwagi osobiście o tym zdarzeniu z ust por. Pniewskiego odebrał ppor. Wiesław Lisek. Sam bohater tej historii pozostał już na stałe za granicą, unikając odpowiedzialności za oskarżenia zwierzchników dotyczące rzekomej winy spowodowania wypadku i śmierci człowieka w powietrzu.


Tekst Krzysztof Kirschenstein

Zdjęcia z archiwum autora