W
połowie 1954 roku cały personel lotniczy babidolskiego pułku pełną
parą realizował plan szkolenia lotniczego, wykorzystując przy tym
najnowocześniejszy sprzęt, jaki sukcesywnie wchodził na
wyposażenie pułków myśliwskich - samoloty odrzutowe Lim-1 i
Lim-2. Tymczasem ze szkół lotniczych jak grzyby po deszczu do
pułków napływali kolejni młodzi adepci sztuki latania, w których
wyszkolenie instruktorzy musieli włożyć wiele pracy. Jak się
wtedy powszechnie mówiło, był to "stan zimnej wojny". OSL
miały za zadanie szkolić młodych podchorążych na pilotów i to
jak najszybciej i jak najwięcej. Jednym z wielu tych młodych
pilotów mogących poruszać się w trzecim stopniu swobody był
niewątpliwie ppor. pil. Zenon Wojsiat, który po ukończeniu
promocji w OSL-5 Radom, 16 lipca 1953 roku otrzymał skierowanie do
34 PLM MW z przydziałem do 2 Eskadry Lotniczej wraz z chor. pil.
Kazimierzem Sobestjańskim i chor. pil. Mieczysławem Nowakowskim. Po
tej samej promocji przybyli do 34 pułku również chor. pil. Marian
Klusek i chor. pil. Zdzisław Siemieniak z przydziałem z kolei do 1
eskadry, której dowódcą był por. mar. pil. Henryk Wojtecki. Ppor.
pil. Zenon Zenon Wojsiat był postacią nietuzinkową. Już w szkole
dość znacząco się wyróżniał, osiągając dobre wyniki w
nauczaniu oraz mając na koncie wylatanych 67 godz. i 10 minut.
Przybył do gdyńskiego pułku w okresie intensywnego szkolenia
młodych pilotów na samoloty odrzutowe. Ten średniego wzrostu
brunet o ciemnej karnacji, z przyjemną fizjonomią twarzy urodził
się 22 grudnia 1933 roku w miejscowości Puziell koło Wilna. Od
początku, lubiany przez kolegów i przełożonych. Był również
koleżeński, zdyscyplinowany i odważny. Szybko można było
zauważyć, że latanie stawało się z każdym dniem dla niego
prawdziwym żywiołem. Ten fakt dawał mu ogromne zadowolenie, a
praca wykonywana z takim zamiłowaniem stała się dla niego twórcza,
co owocowało bardzo szybkim przyswajaniem programu szkolenia. W tym
czasie 2 eskadrą dowodził por. mar. pil. Lesław Węgrzynowski
(jedyny instruktor w swojej eskadrze), który był wyjątkowo mocno
obciążony intensywnymi lotami szkoleniowymi. Jego priorytetem było
jak najszybciej wyszkolić kolejnego instruktora, aby pomógł mu w
szkoleniu kolejnych pilotów. Z tymi wszystkimi cechami ppor. pil.
Zenon Wojsiat zapowiadał się na bardzo dobrego lotnika, co w
efekcie zaowocowało szybkim osiągnięciem należnego poziomu
wyszkolenia. Dzięki temu został w krótkim czasie dopuszczony przez
swojego instruktora do szkolenia młodych pilotów na samoloty
odrzutowe. Młody ppor. już jako starszy pilot był wymagający dla
podwładnych. Cechowała go jednak skłonność do brawury w lataniu.
25 sierpnia 1954 roku po przyjęciu egzaminu z umiejętności
techniki pilotażu na samolocie UTMiG-15 por. Węgrzynowski wpisał w
książce lotów ppor. pil. Zenona Wojsiata zezwolenie na wykonywanie
lotów instruktorskich. Tak po latach wspomina ten dzień kmdr pil. w
st. spocz. Lesław Węgrzynowski: "Byłem szczęśliwy, bo
wreszcie w eskadrze mogłem mieć pomoc w wykonywaniu lotów
szkoleniowych". Jeszcze tego samego dnia po zakończeniu lotów
dziennych i regulaminowym odpoczynku pilotów rozpoczęły się
kolejne loty na lotnisku 34 pułku w Babich Dołach. Zaplanowano loty
nocne w wariancie "NZWA" na dwupłatowych szkolnych samolotach
Po-2. Ppor. pil. Zenon Wojsiat zgodnie z planem lotów miał
zaplanowany samodzielny lot do strefy na doskonalenie techniki
pilotażu w nocy według ćwiczenia 43 PWB na samolocie Po-2 o
numerze ogonowym 1. W locie tym pilot miał wykonać dodatkowo: 2
płytkie wiraże, 2 wiraże głębokie z przechyłem 45 stopni,
ślizg oraz spiralę na wysokości 800 metrów. Kolejny raz kmdr pil.
w st. spoczynku Lesław Węgrzynowski wspomina: "Pamiętam, że
zwrócił się do mnie o zezwolenie zabrania do tylnej kabiny jako
pasażera por. inż. osprzętu Władysława Markwarta, który przybył
do 34 pułku z Wojskowej Akademii Technicznej w celu odbycia
praktyki. O powyższym zameldowałem kierownikowi lotu, który pełnił
tego dnia służbę, a był nim sam dowódca 34 pułku kmdr ppor.
pil. Romuald Rozmysłowicz. Po otrzymaniu jego zgody zezwoliłem
młodemu ppor. Wojsiatowi na zabranie pasażera". O wyznaczonym
czasie (22.05) z kursem 260 ppor. pil. Zenon Wojsiat wystartował z
nawierzchni trawiastej na wykonanie zadania do strefy, która
znajdowała się nad m. Rumia Janowo. Po upływie 30 minut w
planowanym czasie lądowania załoga samolotu Po-2 nie powracała na
lotnisko. Warto zaznaczyć, że samolot ten nie miał radiostacji, co
uniemożliwiało nawiązanie łączności. Z każdą minutą wśród
zebranych pilotów uczestniczących w lotach wzrastały niepokój i
przekonanie, że musiało się stać coś niedobrego. Te same obawy
można było zauważyć na twarzach personelu technicznego, który z
coraz większym niepokojem dopytywał się o niepowracający samolot.
Wszyscy zdawali sobie sprawę, że czas przebywania w powietrzu tej
maszyny dawno minął. Po chwili nerwowego oczekiwania zapadła
decyzja o natychmiastowym przerwaniu lotów. Dowódca 2 eskadry por.
pil. mar. Lesław Węgrzynowski po naradzie z dowódcą pułku kmdr.
ppor. pil. Romualdem Rozmysłowiczem, podjeli decyzję, aby rozpocząć
poszukiwania. Por. Węgrzynowski po otrzymaniu zgody od dowódcy
pułku wystartował na samolocie Po-2 wraz z obserwatorem na
poszukiwanie zaginionej załogi. Noc tego dnia była wyjątkowo
ciemna, ale warunki pogodowe bardzo dobre. Poszukiwanie por.
Węgrzynowski rozpoczął w strefie jego lotu w rejonie Rumi.
Niestety mimo wykonania dwóch lotów poszukiwawczych por.
Węgrzynowski nie odnalazł ani oznak pożaru, ani żadnego sygnału
świetlnego, który by zdradził pozycję zaginionego samolotu. Po
upłynięciu około godziny poszukiwania pilot powrócił na lotnisko
i wraz z dowódcą pułku podjął decyzję, aby dalsze poszukiwania
rozpocząć zaraz o świcie. Niestety i w kolejnym locie nie udało
się odnaleźć zaginionej za
łogi samolotu Po-2. Zaraz po
wylądowaniu por. Węgrzynowskiego na lotnisku Babie Doły do pułku
nadeszła wiadomość, że nad ranem na skraju lasu niedaleko Rumi
Janowo znaleziono szczątki samolotu, na które przypadkiem natknął
się mieszkaniec tej miejscowości. Okazało się, że samolot leżał
między drzewami w lesie, a jego zielony kamuflaż utrudniał
odnalezienie. Przybyły na miejsce katastrofy ekipy ratownicze pułku
zastały doszczętnie zniszczony samolot, a w nim dwóch nieżyjących
już oficerów. Po wstępnych oględzinach przebywający na miejscu
katastrofy oficerowie personelu latającego oraz służb technicznych
nie mieli wątpliwości, że katastrofa wynikła z winy pilota, który
dopuścił się do wykonywania w nocy niedozwolonych figur.
Prawdopodobnie przy wykonywaniu pętli na zbyt małej wysokości
samolot zahaczył o wierzchołki drzew, zwalając się na ziemię.
Niezdyscyplinowanie pilota, brawura i chęć zaimponowania pasażerowi
doprowadziły do śmierci dwóch młodych i dobrze zapowiadających
się oficerów. Por. pil. mar. Lesław Węgrzynowski bardzo przeżył
ten wypadek, gdyż stracił w jednej chwili pilota - instruktora,
czyli pomoc, na którą przecież tak bardzo liczył. Również
komisja badająca okoliczności katastrofy (m.in.: por. Henryk
Szwarc, por. nawig. Eugeniusz Pogorzelski, por. Czesław Łobodziński
oraz przewodniczący komisji z DWLOT) od pierwszych chwil nie mieli
złudzeń, że winę poniósł sam pilot, który brawurowo wykonywał
lot i wykonywał figury poza przewidzianym planem lotu. Komisja
badająca wypadek, po przeanalizowaniu lotu oraz przebadaniu
rozbitego samolotu stwierdziła, że w czasie wykonywania strefy
pilot wprowadził samolot w korkociąg, zrobił przewrót przez
skrzydło lub pętlę. W trakcie wyprowadza
nia samolotu z wykonywanej
figury samolot Po-2 zaczepił o wierzchołki drzew i przeszedł w
nurkowanie, obcinając śmigłem i skrzydłami czubki drzew. Po
chwili samolot uderzył lewym kołem i lewym skrzydłem o drzewo
powodując ich odłamanie. Samolot szkolny Po-2 o numerze ogonowym 1
zwiększył kąt nurkowania, uderzył silnikiem o drzewo, złamał
prawe skrzydło i uderzył w ziemię. Załoga poniosła śmierć na
miejscu wskutek obrażeń głowy (uderzenia o tablice przyrządów).
Po pięciu dniach od katastrofy odbył się pogrzeb ppor. pil. Zenona
Wojsiata. Zgodnie ceremoniałem wojskowym i lotniczym został On
pochowany na cmentarzu w Gdyni Redłowie. Żegnali go tylko
przełożeni i koledzy wojskowi. Nie było rodziny, gdyż był on
wychowankiem Domu Dziecka. Por. inż. Władysław Markwart na
życzenie rodziny został przewieziony do Lublina i tam pochowany.
Warto przy okazji wspomnieć, że jak na okrutną ironię losu por.
Markwart tego dnia był już spakowany z biletem w ręku do wyjazdu w
rodzinne strony. Niecodzienna atrakcja, jaką był lot samolotem
wojskowym z nowym instruktorem, skłoniła por. Markwarta do
pozostania w jednostce jeszcze jeden dzień, który w efekcie
zakończył się dla obu tragicznie... Przeznaczenie czy straszny
przypadek ? obojętnie w obliczu śmierci dwóch zdolnych ludzi
jawią się te dwie opcje. Na dzisiaj wiemy tyle, że pokora wobec
praw ludzkiego latania musi zawsze być czynnikiem determinującym i
dyscyplinującym pilota.
Uwagi: samolot Po-2 był z
przeznaczeniem maszyną łącznikową o numerze płatowca 7776, numer
ogonowy 1. Samolot wyprodukowany został w ZSRR w lipcu 1944 roku.
Typ silnika M-11D, nr silnika 15965. Samolot od początku
eksploatacji nalatał 1110 godz. 19 minut, przechodząc dwukrotnie
remont po wypracowaniu resursu.
OSL - Ośrodek Szkolenia
Lotniczego
PWB - Program Wyszkolenia Bojowego
Tekst
Krzysztof Kirschenstein
Zdjęcia ze zbiorów Cezarego
Piotrowskiego i autora