Wyszukiwarka

Aviateam.pl na Facebook

Pierwsza katastrofa lotnicza w 34 PLM MW

Kategoria: Katastrofy i incydenty Utworzony: 2013-10-30 Autor: Kirschenstein Krzysztof

W połowie 1954 roku cały personel lotniczy babidolskiego pułku pełną parą realizował plan szkolenia lotniczego, wykorzystując przy tym najnowocześniejszy sprzęt, jaki sukcesywnie wchodził na wyposażenie pułków myśliwskich - samoloty odrzutowe Lim-1 i Lim-2. Tymczasem ze szkół lotniczych jak grzyby po deszczu do pułków napływali kolejni młodzi adepci sztuki latania, w których wyszkolenie instruktorzy musieli włożyć wiele pracy. Jak się wtedy powszechnie mówiło, był to "stan zimnej wojny". OSL miały za zadanie szkolić młodych podchorążych na pilotów i to jak najszybciej i jak najwięcej. Jednym z wielu tych młodych pilotów mogących poruszać się w trzecim stopniu swobody był niewątpliwie ppor. pil. Zenon Wojsiat, który po ukończeniu promocji w OSL-5 Radom, 16 lipca 1953 roku otrzymał skierowanie do 34 PLM MW z przydziałem do 2 Eskadry Lotniczej wraz z chor. pil. Kazimierzem Sobestjańskim i chor. pil. Mieczysławem Nowakowskim. Po tej samej promocji przybyli do 34 pułku również chor. pil. Marian Klusek i chor. pil. Zdzisław Siemieniak z przydziałem z kolei do 1 eskadry, której dowódcą był por. mar. pil. Henryk Wojtecki. Ppor. pil. Zenon Zenon Wojsiat był postacią nietuzinkową. Już w szkole dość znacząco się wyróżniał, osiągając dobre wyniki w nauczaniu oraz mając na koncie wylatanych 67 godz. i 10 minut. Przybył do gdyńskiego pułku w okresie intensywnego szkolenia młodych pilotów na samoloty odrzutowe. Ten średniego wzrostu brunet o ciemnej karnacji, z przyjemną fizjonomią twarzy urodził się 22 grudnia 1933 roku w miejscowości Puziell koło Wilna. Od początku, lubiany przez kolegów i przełożonych. Był również koleżeński, zdyscyplinowany i odważny. Szybko można było zauważyć, że latanie stawało się z każdym dniem dla niego prawdziwym żywiołem. Ten fakt dawał mu ogromne zadowolenie, a praca wykonywana z takim zamiłowaniem stała się dla niego twórcza, co owocowało bardzo szybkim przyswajaniem programu szkolenia. W tym czasie 2 eskadrą dowodził por. mar. pil. Lesław Węgrzynowski (jedyny instruktor w swojej eskadrze), który był wyjątkowo mocno obciążony intensywnymi lotami szkoleniowymi. Jego priorytetem było jak najszybciej wyszkolić kolejnego instruktora, aby pomógł mu w szkoleniu kolejnych pilotów. Z tymi wszystkimi cechami ppor. pil. Zenon Wojsiat zapowiadał się na bardzo dobrego lotnika, co w efekcie zaowocowało szybkim osiągnięciem należnego poziomu wyszkolenia. Dzięki temu został w krótkim czasie dopuszczony przez swojego instruktora do szkolenia młodych pilotów na samoloty odrzutowe. Młody ppor. już jako starszy pilot był wymagający dla podwładnych. Cechowała go jednak skłonność do brawury w lataniu.
25 sierpnia 1954 roku po przyjęciu egzaminu z umiejętności techniki pilotażu na samolocie UTMiG-15 por. Węgrzynowski wpisał w książce lotów ppor. pil. Zenona Wojsiata zezwolenie na wykonywanie lotów instruktorskich. Tak po latach wspomina ten dzień kmdr pil. w st. spocz. Lesław Węgrzynowski: "Byłem szczęśliwy, bo wreszcie w eskadrze mogłem mieć pomoc w wykonywaniu lotów szkoleniowych". Jeszcze tego samego dnia po zakończeniu lotów dziennych i regulaminowym odpoczynku pilotów rozpoczęły się kolejne loty na lotnisku 34 pułku w Babich Dołach. Zaplanowano loty nocne w wariancie "NZWA" na dwupłatowych szkolnych samolotach Po-2. Ppor. pil. Zenon Wojsiat zgodnie z planem lotów miał zaplanowany samodzielny lot do strefy na doskonalenie techniki pilotażu w nocy według ćwiczenia 43 PWB na samolocie Po-2 o numerze ogonowym 1. W locie tym pilot miał wykonać dodatkowo: 2 płytkie wiraże, 2 wiraże głębokie z przechyłem 45 stopni, ślizg oraz spiralę na wysokości 800 metrów. Kolejny raz kmdr pil. w st. spoczynku Lesław Węgrzynowski wspomina: "Pamiętam, że zwrócił się do mnie o zezwolenie zabrania do tylnej kabiny jako pasażera por. inż. osprzętu Władysława Markwarta, który przybył do 34 pułku z Wojskowej Akademii Technicznej w celu odbycia praktyki. O powyższym zameldowałem kierownikowi lotu, który pełnił tego dnia służbę, a był nim sam dowódca 34 pułku kmdr ppor. pil. Romuald Rozmysłowicz. Po otrzymaniu jego zgody zezwoliłem młodemu ppor. Wojsiatowi na zabranie pasażera". O wyznaczonym czasie (22.05) z kursem 260 ppor. pil. Zenon Wojsiat wystartował z nawierzchni trawiastej na wykonanie zadania do strefy, która znajdowała się nad m. Rumia Janowo. Po upływie 30 minut w planowanym czasie lądowania załoga samolotu Po-2 nie powracała na lotnisko. Warto zaznaczyć, że samolot ten nie miał radiostacji, co uniemożliwiało nawiązanie łączności. Z każdą minutą wśród zebranych pilotów uczestniczących w lotach wzrastały niepokój i przekonanie, że musiało się stać coś niedobrego. Te same obawy można było zauważyć na twarzach personelu technicznego, który z coraz większym niepokojem dopytywał się o niepowracający samolot. Wszyscy zdawali sobie sprawę, że czas przebywania w powietrzu tej maszyny dawno minął. Po chwili nerwowego oczekiwania zapadła decyzja o natychmiastowym przerwaniu lotów. Dowódca 2 eskadry por. pil. mar. Lesław Węgrzynowski po naradzie z dowódcą pułku kmdr. ppor. pil. Romualdem Rozmysłowiczem, podjeli decyzję, aby rozpocząć poszukiwania. Por. Węgrzynowski po otrzymaniu zgody od dowódcy pułku wystartował na samolocie Po-2 wraz z obserwatorem na poszukiwanie zaginionej załogi. Noc tego dnia była wyjątkowo ciemna, ale warunki pogodowe bardzo dobre. Poszukiwanie por. Węgrzynowski rozpoczął w strefie jego lotu w rejonie Rumi. Niestety mimo wykonania dwóch lotów poszukiwawczych por. Węgrzynowski nie odnalazł ani oznak pożaru, ani żadnego sygnału świetlnego, który by zdradził pozycję zaginionego samolotu. Po upłynięciu około godziny poszukiwania pilot powrócił na lotnisko i wraz z dowódcą pułku podjął decyzję, aby dalsze poszukiwania rozpocząć zaraz o świcie. Niestety i w kolejnym locie nie udało się odnaleźć zaginionej załogi samolotu Po-2. Zaraz po wylądowaniu por. Węgrzynowskiego na lotnisku Babie Doły do pułku nadeszła wiadomość, że nad ranem na skraju lasu niedaleko Rumi Janowo znaleziono szczątki samolotu, na które przypadkiem natknął się mieszkaniec tej miejscowości. Okazało się, że samolot leżał między drzewami w lesie, a jego zielony kamuflaż utrudniał odnalezienie. Przybyły na miejsce katastrofy ekipy ratownicze pułku zastały doszczętnie zniszczony samolot, a w nim dwóch nieżyjących już oficerów. Po wstępnych oględzinach przebywający na miejscu katastrofy oficerowie personelu latającego oraz służb technicznych nie mieli wątpliwości, że katastrofa wynikła z winy pilota, który dopuścił się do wykonywania w nocy niedozwolonych figur. Prawdopodobnie przy wykonywaniu pętli na zbyt małej wysokości samolot zahaczył o wierzchołki drzew, zwalając się na ziemię. Niezdyscyplinowanie pilota, brawura i chęć zaimponowania pasażerowi doprowadziły do śmierci dwóch młodych i dobrze zapowiadających się oficerów. Por. pil. mar. Lesław Węgrzynowski bardzo przeżył ten wypadek, gdyż stracił w jednej chwili pilota - instruktora, czyli pomoc, na którą przecież tak bardzo liczył. Również komisja badająca okoliczności katastrofy (m.in.: por. Henryk Szwarc, por. nawig. Eugeniusz Pogorzelski, por. Czesław Łobodziński oraz przewodniczący komisji z DWLOT) od pierwszych chwil nie mieli złudzeń, że winę poniósł sam pilot, który brawurowo wykonywał lot i wykonywał figury poza przewidzianym planem lotu. Komisja badająca wypadek, po przeanalizowaniu lotu oraz przebadaniu rozbitego samolotu stwierdziła, że w czasie wykonywania strefy pilot wprowadził samolot w korkociąg, zrobił przewrót przez skrzydło lub pętlę. W trakcie wyprowadzania samolotu z wykonywanej figury samolot Po-2 zaczepił o wierzchołki drzew i przeszedł w nurkowanie, obcinając śmigłem i skrzydłami czubki drzew. Po chwili samolot uderzył lewym kołem i lewym skrzydłem o drzewo powodując ich odłamanie. Samolot szkolny Po-2 o numerze ogonowym 1 zwiększył kąt nurkowania, uderzył silnikiem o drzewo, złamał prawe skrzydło i uderzył w ziemię. Załoga poniosła śmierć na miejscu wskutek obrażeń głowy (uderzenia o tablice przyrządów). Po pięciu dniach od katastrofy odbył się pogrzeb ppor. pil. Zenona Wojsiata. Zgodnie ceremoniałem wojskowym i lotniczym został On pochowany na cmentarzu w Gdyni Redłowie. Żegnali go tylko przełożeni i koledzy wojskowi. Nie było rodziny, gdyż był on wychowankiem Domu Dziecka. Por. inż. Władysław Markwart na życzenie rodziny został przewieziony do Lublina i tam pochowany. Warto przy okazji wspomnieć, że jak na okrutną ironię losu por. Markwart tego dnia był już spakowany z biletem w ręku do wyjazdu w rodzinne strony. Niecodzienna atrakcja, jaką był lot samolotem wojskowym z nowym instruktorem, skłoniła por. Markwarta do pozostania w jednostce jeszcze jeden dzień, który w efekcie zakończył się dla obu tragicznie... Przeznaczenie czy straszny przypadek ? obojętnie w obliczu śmierci dwóch zdolnych ludzi jawią się te dwie opcje. Na dzisiaj wiemy tyle, że pokora wobec praw ludzkiego latania musi zawsze być czynnikiem determinującym i dyscyplinującym pilota.

Uwagi: samolot Po-2 był z przeznaczeniem maszyną łącznikową o numerze płatowca 7776, numer ogonowy 1. Samolot wyprodukowany został w ZSRR w lipcu 1944 roku. Typ silnika M-11D, nr silnika 15965. Samolot od początku eksploatacji nalatał 1110 godz. 19 minut, przechodząc dwukrotnie remont po wypracowaniu resursu.

OSL - Ośrodek Szkolenia Lotniczego
PWB - Program Wyszkolenia Bojowego

Tekst Krzysztof Kirschenstein
Zdjęcia ze zbiorów Cezarego Piotrowskiego i autora