W
kwietniu 1988 roku wyznaczona grupa pilotów 34 PLM OPK Babie Doły
rozpoczęła przygotowanie do wykonania strzelania na poligonie
Astrachań w ZSRR. Zadania
przygotowania do wykonania strzelania na małej (w pobliżu dolnej
granicy celownika radiolokacyjnego), średniej i dużej wysokości
oraz w stratosferze w dzień i nocy zostały podzielone pomiędzy
pilotów 1 i 2 eskadry. W przygotowaniach uczestniczyli m.in.: mała
wysokość: mjr pil. Bogusław Głąbski, kpt. pil. Janusz
Pedinkowski, średnia i duża wysokość: kpt. pil. Marek Skupiński,
por. pil. Bogusław Bieniek, kpt. pil. Janusz Ozimczuk, por. pil.
Zdzisław Ułanowicz, por. pil Mirosław Jankowski.
Sprawdzenie
przygotowań pilotów odbyło się 5 maja 1988 roku podczas
praktycznego odpalenia rakiet powietrze-powietrze typu R-13M i R-60
do celu powietrznego CP-100 na poligonie morskim Ustka. Na
podstawie egzaminów z przygotowania teoretycznego oraz sprawdzenia
umiejętności praktycznych w powietrzu w dniu 18 maja 1988 roku
przygotowujący się piloci zostali rozkazem Dowódcy 34 PLM
dopuszczeni do wykonania strzelań bojowych celów powietrznych na
poligonie w ZSRR. 21
maja 1988 roku dowódca 34 PLM OPK mjr dypl. pil. Andrzej Skalski
wraz z personelem latającym tegoż pułku wylecieli na poligon do
Astrachania w ZSRR. Stan osobowy babidolskiego pułku został
przygotowany bardzo starannie, a personel latający i nawigatorski
wręcz perfekcyjnie. Do ostatniej chwili trwały jednak "dziwne"
targi między mjr Skalskim, a dowódcą 2 korpusu o obsadzenie
kluczowych stanowisk oficerami odpowiedzialnymi za realizację
zadania. Oprócz wspomnianego wyżej dowódcy 34 PLM OPK mjr dypl.
Skalskiego do Astrachania wylecieli m.in.: ppłk pil. Leopold
Stachowski (kierownik lotów również strzelający), ppłk pil.
Czesław Pazur (kierownik lotów), mjr pil. Andrzej Bukiert, mjr pil. Janusz Pańkowski, mjr pil. Tadeusz Goraj, kpt. pil. Dariusz
Kozłowski, kpt. pil. Marek Skupiński, kpt. pil. Józef Głowacki, por. pil. Antoni Dołęga, por. pil. Bogdan Gazarkiewicz,
por. pil. Wiesław Krawczyk, por. pil. Bogdan
Bartnik, por. pil. Krzysztof Kotulski, por. pil. Tadeusz Kmietowicz, por.
pil. Zdzisław Ułanowicz, por. pil. Krzysztof Domalewski, kpt. pil. Janusz Ozimczuk, por. pil. Mirosław Jankowski.
Byli też nawigatorzy RSL oraz będący wsparciem na ziemi
nawigatorzy naprowadzania m.in.: st. chor. Włodzimierz Fechler i st.
chor. Piotr Pasierkiewicz.
Wszyscy ww. oficerowie brali udział w
zabezpieczeniu, a następnie strzelaniu do celów powietrznych nad
poligonem w Aszułuku. Poza personelem latającym nawigatorami
naprowadzania i personelem technicznym bezpośredniej obsługi
wprowadzono ludzi spoza stanu osobowego pułku, traktujących ten
wyjazd jako atrakcyjną wycieczkę. Tak też nawigatorem pułku na
okres ćwiczenia został starszy nawigator 2 korpusu ppłk pil. Jan
Kotliński, który (z całym szacunkiem do jego wiedzy i
doświadczenia) od lat nie pracował bojowo, a jego znajomość
personelu latającego była znikoma, ponadto swoją rolę pojmował
bardziej jako kontrolującego, a nie podwładnego samego dowódcy 34
PLM. Strzelania bojowe zaplanowano z użyciem nowego uzbrojenia
rakiet typu R-60, w które wyposażone były samoloty MiG-21bis.
Wykonano biuletyny przystosowujące instalacje do tego typu rakiet. W
następnych dniach odbyło się wstępne przygotowanie do wykonania
strzelania bojowego z udziałem personelu lotniczego ZSRR. Piloci
zapoznali się z: rejonem lotów, celem powietrznym Ła-17, warunkami
bezpieczeństwa, zasadami wznawiania utraconej orientacji
geograficznej (step oraz jeden z nielicznych obiektów orientacyjnych
- rzeka Wołga).
Nieodzownym elementem przygotowania były praktyczne
treningi z zakresu ratownictwa lotniczego, treningi w kabinach
samolotu, ćwiczenia "na sucho" oraz strzelanie bojowe z
wykorzystaniem obecnie stosowanej nie tylko przez polskich pilotów
metody określanej słowami "pieszo latając". Po zakończeniu
wstępnego przygotowania wszyscy piloci odbyli loty zapoznawcze na
samolocie MiG-21UM mającym na celu praktyczne zapoznanie się z
rejonem lotów lotniska wojskowego Astrachań oraz z rejonem poligonu
wojskowego w Aszułuku. Na poligonie lotniczym w ZSRR piloci
babidolscy wykonywali zadania na samolotach rosyjskich MiG-21bis.
Warto zaznaczyć, że piloci z Babich Dołów loty na przechwycenia
mieli wykonane we wszystkich przedziałach wysokości ? małej,
średniej, dużej, stratosferze zgodnie z planowanym zadaniem na
poligonie w ZSRR. Piloci podczas wykonywania codziennych zadań
lotniczych startują zazwyczaj pojedynczo lub parą, ale też maieli
opanowany start kluczem, co przy szerokości pasa startowego 60
metrów i wiejącym bocznym wietrze było dość dużym wyzwaniem.
Start kluczem 4 samolotów podyktowany był warunkami startu celu
powietrznego Ła-17 oraz obliczeniami nawigatorskimi przeprowadzonymi
w celu dokonania analizy możliwości przechwycenia celu
powietrznego. Warto podkreślić, że w przypadku wykonania
strzelania na małej, średniej i dużej wysokości - możliwości
przechwycenia celu obliczone na podstawie rubieży
nawigacyjno-taktycznych były dobre, to w przypadku stratosfery,
manewry związane z naborem wysokości i rozpędzaniem samolotu
MiG-21bis zawężały przedział czasowy i ograniczały możliwość
przechwycenia celu powietrznego w wyznaczonym miejscu nad
poligonem. Dlatego starty odbywały się z odpowiednim wyprzedzeniem
czasowym potrzebnym do naboru wysokości i rozpędzenia samolotu, a
zapas paliwa pozwalał nawigatorom naprowadzania wyprowadzić załogi
w optymalne położenie do wykonania manewru przechwycenia.
Najczęstszym sposobem wykonania manewru przechwycenia był zakręt w
stosunku do celu o 900,
1800
oraz pościg.
Jako pierwszy wystartował klucz złożony z
doświadczonych, bardzo dobrze wyszkolonych pilotów pod dowództwem
szefa strzelania powietrznego 34 pułku ppłk pil. Leopolda
Stachowskiego, który prowadził w parze por. pil. Wiesława
Krawczyka. Dowódcą drugiej pary był mjr pil. Tadeusz Goraj, który
prowadził kpt. pil. Marka Skupińskiego. Kiedy klucz znalazł się w
powietrzu, nawigatorzy naprowadzania realizowali swoje zadania bez
zarzutu. Cel został wykryty i przechwycony. Wtedy stało się coś
bardzo dziwnego. Dowódca klucza ppłk Stachowski zameldował, że
nie może odpalić rakiet! Pilot po kilku nieudanych próbach odszedł
od celu, wtedy zaatakował jego prowadzony por. Krawczyk, który po
chwili również zameldował, że i jego rakiety nie schodzą z
wyrzutni. Również on oddalił się od celu. Piloci po wykonaniu
zadania - przechwycenia zamieniali się rolami i podgrywali cel
powietrzny we wszystkich zakresach wysokości dla pozostałych grup.
W tej sytuacji dowódca 34 PLM OPK mjr dypl. pil. Andrzej Skalski
siedzący na stanowisku dowodzenia podjął decyzję, aby druga para
zniszczyła cel za pomocą działek pokładowych. Niestety decyzja ta
nie znalazła aprobaty u wyższych przełożonych, co w konsekwencji
długiej dyskusji doprowadziło do sytuacji, iż w rezultacie rozkaz
ten nie został przekazany i wykonany, a cel po zużyciu paliwa spadł
w rejonie poligonu nieuszkodzony. Analiza materiałów OKL oraz
doraźny sprawdzian znajomości kabiny przez pilotów nie wykazały
błędów. W tej sytuacji ćwiczenie przerwano. Następnego dnia
doświadczony pilot rosyjski otrzymał zadanie wykonania tego typu
strzelania na samolocie MiG-23! z planowanym uzbrojeniem rakiet R-60.
Po wielokrotnych próbach rakiety nie zostały odpalone sposobem
zasadniczym, jednak samolot o dziwo wylądował bez rakiet, ale
strona rosyjska w żaden sposób nie chciała wyjaśnić Polakom, czy
rakiety zostały odpalone awaryjnie, czy też po prostu zrzucone.
Dalsza część ćwiczenia została zmodyfikowana w zasadniczy
sposób, a nerwowość i wzajemna nieufność zburzyły harmonię
wykonywanych zadań. Warto też wspomnieć, że odtwarzanie gotowości
bojowej samolotów przebiegało w sposób odległy od zasad
współdziałania. Należy w tym miejscu nadmienić, że loty były
wykonywane samolotami będącymi na wyposażeniu jednostki lotniczej
w Astrachaniu, poziomem obsługi technicznej znacznie różniącymi
się na korzyść dla polskich maszyn, tak dobrze utrzymywanych przez
nasz personel służb inżynieryjno-lotniczych. Były sytuacje, że
piloci startowali do wykonania zadania w ostatniej chwili już po
wystartowaniu celu powietrznego.
Czy
jeden z najlepszych pułków lotniczych miał powrócić na polską
ziemię z poczuciem niespełnienia i pewnego rodzaju niższości
wynikającej z nie do końca jasnego działania wojsk lotniczych ZSRR
stacjonujących w Astrachaniu? Co gorsze, dowódcy wyższych szczebli
wciąż zdawali się nie dostrzegać realiów: kolejne strzelania
decyzją dowódcy pułku mjr dypl. pil. Andrzeja Skalskiego
wykonywano z użyciem rakiet starszego typu R-13, które już z
powodzeniem schodziły z wyrzutni i wkrótce 34 PLM miał na koncie 7
zestrzeleń celów powietrznych Ła-17M. Tak wspomina swoje
zestrzelenie dziś kmdr ppor. pil. rez. Wiesław Krawczyk "zestrzeliłem
Ła-17 w stratosferze w bardzo ciężkich warunkach gdyż za późno
dano mi sygnał do startu, miałem mało czasu do nabrania wysokości
a leciałem dużo szybciej od celu. Miałem wyznaczoną rubież za
którą strzelała już tylko artyleria. Z dużego przeniżenia
podniosłem dziób samolotu, usłyszałem sygnał od rakiety i ją
odpaliłem. Samolot po odpaleniu zwalił się w przeciągnięciu, a
słynna "Miszenia" długo spadała w korkociągu". Kolejne cele strącili: Leopold Stachowski, Janusz Pedinkowski, Czesław Bielawski, Krzysztof Domalewski, Bogusław Głąbski i Antoni Dołęga.
Samoloty
rosyjskie MiG-21bis różniły się zasadniczo od polskich ergonomią
i oprzyrządowaniem (także dodatkowym, służbie nieznanym). Stan
techniczny samolotów w opinii służby inżynieryjno-lotniczej
budził poważne zastrzeżenia, co zapewne miało wpływ na
zdarzenie, które o mało nie doprowadziło do tragedii, kiedy por.
pil. Tadeusz Kmietowicz lądował z pękniętym zbiornikiem
zasadniczym i lejącym się paliwem. Strona rosyjska w żaden sposób
na to nie zareagowała. Po sprawdzeniu samolotu wykryto pęknięcie
gumowego zbiornika paliwa. Po analizie rejestratora parametrów lotu
SARPP okazało się, że idealne i precyzyjne lądowanie z minimalnym
przeciążeniem pionowym wykonane przez por. pil. Tadeusza
Kmietowicza ocaliło pilota od rozerwania zbiornika i pożaru, który
z pewnością doprowadziłby do katastrofy. Po wykonaniu wszystkich
zadań cały personel lotniczy miał możliwość zwiedzenia miasta
Astrachań i zakupu drobnych upominków dla swoich rodzin. Do
kraju personel lotniczy powrócił polskim samolotem
pasażerskim-wojskowym Ił-18 z międzylądowaniem w Kijowie. Dopiero
po kilku latach strona rosyjska przyznała, że instalacja uzbrojenia
w przekazanych nam do dyspozycji samolotach MiG-21bis nie była
przystosowana do rakiet nowego typu R-60; także przyznała się do
popełnionych przez nią innych błędów. Takie są fakty. Dowódca
34 PLM OPK mjr dypl. pil. Andrzej Skalski nigdy nie miał pretensji
do swoich przełożonych za konsekwencje, jakie wtedy poniósł.
Takie były czasy.
Tekst
Krzysztof Kirschenstein we współpracy z płk dypl. pil. rez.
Andrzejem Skalskim i kpt. pil. rez. Zdzisławem Ułanowiczem.
Zdjęcia ze zbiorów autora