Wyszukiwarka

Aviateam.pl na Facebook

Astrachań-prawda po latach

Kategoria: Wspomnienia najlepszych Utworzony: 2013-11-20 Autor: Kirschenstein Krzysztof

W kwietniu 1988 roku wyznaczona grupa pilotów 34 PLM OPK Babie Doły rozpoczęła przygotowanie do wykonania strzelania na poligonie Astrachań w ZSRR. Zadania przygotowania do wykonania strzelania na małej (w pobliżu dolnej granicy celownika radiolokacyjnego), średniej i dużej wysokości oraz w stratosferze w dzień i nocy zostały podzielone pomiędzy pilotów 1 i 2 eskadry. W przygotowaniach uczestniczyli m.in.: mała wysokość: mjr pil. Bogusław Głąbski, kpt. pil. Janusz Pedinkowski, średnia i duża wysokość: kpt. pil. Marek Skupiński, por. pil. Bogusław Bieniek, kpt. pil. Janusz Ozimczuk, por. pil. Zdzisław Ułanowicz, por. pil Mirosław Jankowski.

Sprawdzenie przygotowań pilotów odbyło się 5 maja 1988 roku podczas praktycznego odpalenia rakiet powietrze-powietrze typu R-13M i R-60 do celu powietrznego CP-100 na poligonie morskim Ustka. Na podstawie egzaminów z przygotowania teoretycznego oraz sprawdzenia umiejętności praktycznych w powietrzu w dniu 18 maja 1988 roku przygotowujący się piloci zostali rozkazem Dowódcy 34 PLM dopuszczeni do wykonania strzelań bojowych celów powietrznych na poligonie w ZSRR. 21 maja 1988 roku dowódca 34 PLM OPK mjr dypl. pil. Andrzej Skalski wraz z personelem latającym tegoż pułku wylecieli na poligon do Astrachania w ZSRR. Stan osobowy babidolskiego pułku został przygotowany bardzo starannie, a personel latający i nawigatorski wręcz perfekcyjnie. Do ostatniej chwili trwały jednak "dziwne" targi między mjr Skalskim, a dowódcą 2 korpusu o obsadzenie kluczowych stanowisk oficerami odpowiedzialnymi za realizację zadania. Oprócz wspomnianego wyżej dowódcy 34 PLM OPK mjr dypl. Skalskiego do Astrachania wylecieli m.in.: ppłk pil. Leopold Stachowski (kierownik lotów również strzelający), ppłk pil. Czesław Pazur (kierownik lotów), mjr pil. Andrzej Bukiert, mjr pil. Janusz Pańkowski, mjr pil. Tadeusz Goraj, kpt. pil. Dariusz Kozłowski, kpt. pil. Marek Skupiński, kpt. pil. Józef Głowacki, por. pil. Antoni Dołęga, por.  pil. Bogdan Gazarkiewicz, por. pil. Wiesław Krawczyk, por. pil. Bogdan Bartnik, por. pil. Krzysztof Kotulski, por. pil. Tadeusz Kmietowicz, por. pil. Zdzisław Ułanowicz, por. pil. Krzysztof Domalewski, kpt. pil. Janusz Ozimczuk, por. pil. Mirosław Jankowski. Byli też nawigatorzy RSL oraz będący wsparciem na ziemi nawigatorzy naprowadzania m.in.: st. chor. Włodzimierz Fechler i st. chor. Piotr Pasierkiewicz.

Wszyscy ww. oficerowie brali udział w zabezpieczeniu, a następnie strzelaniu do celów powietrznych nad poligonem w Aszułuku. Poza personelem latającym nawigatorami naprowadzania i personelem technicznym bezpośredniej obsługi wprowadzono ludzi spoza stanu osobowego pułku, traktujących ten wyjazd jako atrakcyjną wycieczkę. Tak też nawigatorem pułku na okres ćwiczenia został starszy nawigator 2 korpusu ppłk pil. Jan Kotliński, który (z całym szacunkiem do jego wiedzy i doświadczenia) od lat nie pracował bojowo, a jego znajomość personelu latającego była znikoma, ponadto swoją rolę pojmował bardziej jako kontrolującego, a nie podwładnego samego dowódcy 34 PLM. Strzelania bojowe zaplanowano z użyciem nowego uzbrojenia rakiet typu R-60, w które wyposażone były samoloty MiG-21bis. Wykonano biuletyny przystosowujące instalacje do tego typu rakiet. W następnych dniach odbyło się wstępne przygotowanie do wykonania strzelania bojowego z udziałem personelu lotniczego ZSRR. Piloci zapoznali się z: rejonem lotów, celem powietrznym Ła-17, warunkami bezpieczeństwa, zasadami wznawiania utraconej orientacji geograficznej (step oraz jeden z nielicznych obiektów orientacyjnych - rzeka Wołga).

Nieodzownym elementem przygotowania były praktyczne treningi z zakresu ratownictwa lotniczego, treningi w kabinach samolotu, ćwiczenia "na sucho" oraz strzelanie bojowe z wykorzystaniem obecnie stosowanej nie tylko przez polskich pilotów metody określanej słowami "pieszo latając". Po zakończeniu wstępnego przygotowania wszyscy piloci odbyli loty zapoznawcze na samolocie MiG-21UM mającym na celu praktyczne zapoznanie się z rejonem lotów lotniska wojskowego Astrachań oraz z rejonem poligonu wojskowego w Aszułuku. Na poligonie lotniczym w ZSRR piloci babidolscy wykonywali zadania na samolotach rosyjskich MiG-21bis. Warto zaznaczyć, że piloci z Babich Dołów loty na przechwycenia mieli wykonane we wszystkich przedziałach wysokości ? małej, średniej, dużej, stratosferze zgodnie z planowanym zadaniem na poligonie w ZSRR. Piloci podczas wykonywania codziennych zadań lotniczych startują zazwyczaj pojedynczo lub parą, ale też maieli opanowany start kluczem, co przy szerokości pasa startowego 60 metrów i wiejącym bocznym wietrze było dość dużym wyzwaniem.

Start kluczem 4 samolotów podyktowany był warunkami startu celu powietrznego Ła-17 oraz obliczeniami nawigatorskimi przeprowadzonymi w celu dokonania analizy możliwości przechwycenia celu powietrznego. Warto podkreślić, że w przypadku wykonania strzelania na małej, średniej i dużej wysokości - możliwości przechwycenia celu obliczone na podstawie rubieży nawigacyjno-taktycznych były dobre, to w przypadku stratosfery, manewry związane z naborem wysokości i rozpędzaniem samolotu MiG-21bis zawężały przedział czasowy i ograniczały możliwość przechwycenia celu powietrznego w wyznaczonym miejscu nad poligonem. Dlatego starty odbywały się z odpowiednim wyprzedzeniem czasowym potrzebnym do naboru wysokości i rozpędzenia samolotu, a zapas paliwa pozwalał nawigatorom naprowadzania wyprowadzić załogi w optymalne położenie do wykonania manewru przechwycenia. Najczęstszym sposobem wykonania manewru przechwycenia był zakręt w stosunku do celu o 900, 1800 oraz pościg.

Jako pierwszy wystartował klucz złożony z doświadczonych, bardzo dobrze wyszkolonych pilotów pod dowództwem szefa strzelania powietrznego 34 pułku ppłk pil. Leopolda Stachowskiego, który prowadził w parze por. pil. Wiesława Krawczyka. Dowódcą drugiej pary był mjr pil. Tadeusz Goraj, który prowadził kpt. pil. Marka Skupińskiego. Kiedy klucz znalazł się w powietrzu, nawigatorzy naprowadzania realizowali swoje zadania bez zarzutu. Cel został wykryty i przechwycony. Wtedy stało się coś bardzo dziwnego. Dowódca klucza ppłk Stachowski zameldował, że nie może odpalić rakiet! Pilot po kilku nieudanych próbach odszedł od celu, wtedy zaatakował jego prowadzony por. Krawczyk, który po chwili również zameldował, że i jego rakiety nie schodzą z wyrzutni. Również on oddalił się od celu. Piloci po wykonaniu zadania - przechwycenia zamieniali się rolami i podgrywali cel powietrzny we wszystkich zakresach wysokości dla pozostałych grup. W tej sytuacji dowódca 34 PLM OPK mjr dypl. pil. Andrzej Skalski siedzący na stanowisku dowodzenia podjął decyzję, aby druga para zniszczyła cel za pomocą działek pokładowych. Niestety decyzja ta nie znalazła aprobaty u wyższych przełożonych, co w konsekwencji długiej dyskusji doprowadziło do sytuacji, iż w rezultacie rozkaz ten nie został przekazany i wykonany, a cel po zużyciu paliwa spadł w rejonie poligonu nieuszkodzony. Analiza materiałów OKL oraz doraźny sprawdzian znajomości kabiny przez pilotów nie wykazały błędów. W tej sytuacji ćwiczenie przerwano. Następnego dnia doświadczony pilot rosyjski otrzymał zadanie wykonania tego typu strzelania na  samolocie MiG-23! z planowanym uzbrojeniem rakiet R-60.

Po wielokrotnych próbach rakiety nie zostały odpalone sposobem zasadniczym, jednak samolot o dziwo wylądował bez rakiet, ale strona rosyjska w żaden sposób nie chciała wyjaśnić Polakom, czy rakiety zostały odpalone awaryjnie, czy też po prostu zrzucone. Dalsza część ćwiczenia została zmodyfikowana w zasadniczy sposób, a nerwowość i wzajemna nieufność zburzyły harmonię wykonywanych zadań. Warto też wspomnieć, że odtwarzanie gotowości bojowej samolotów przebiegało w sposób odległy od zasad współdziałania. Należy w tym miejscu nadmienić, że loty były wykonywane samolotami będącymi na wyposażeniu jednostki lotniczej w Astrachaniu, poziomem obsługi technicznej znacznie różniącymi się na korzyść dla polskich maszyn, tak dobrze utrzymywanych przez nasz personel służb inżynieryjno-lotniczych. Były sytuacje, że piloci startowali do wykonania zadania w ostatniej chwili już po wystartowaniu celu powietrznego.

Czy jeden z najlepszych pułków lotniczych miał powrócić na polską ziemię z poczuciem niespełnienia i pewnego rodzaju niższości wynikającej z nie do końca jasnego działania wojsk lotniczych ZSRR stacjonujących w Astrachaniu? Co gorsze, dowódcy wyższych szczebli wciąż zdawali się nie dostrzegać realiów: kolejne strzelania decyzją dowódcy pułku mjr dypl. pil. Andrzeja Skalskiego wykonywano z użyciem rakiet starszego typu R-13, które już z powodzeniem schodziły z wyrzutni i wkrótce 34 PLM miał na koncie 7 zestrzeleń celów powietrznych Ła-17M. Tak wspomina swoje zestrzelenie dziś kmdr ppor. pil. rez. Wiesław Krawczyk "zestrzeliłem Ła-17 w stratosferze w bardzo ciężkich warunkach gdyż za późno dano mi sygnał do startu, miałem mało czasu do nabrania wysokości a leciałem dużo szybciej od celu. Miałem wyznaczoną rubież za którą strzelała już tylko artyleria. Z dużego przeniżenia podniosłem dziób samolotu, usłyszałem sygnał od rakiety i ją odpaliłem. Samolot po odpaleniu zwalił się w przeciągnięciu, a słynna "Miszenia" długo spadała w korkociągu". Kolejne cele strącili: Leopold Stachowski, Janusz Pedinkowski, Czesław Bielawski, Krzysztof Domalewski, Bogusław Głąbski i Antoni Dołęga.

Samoloty rosyjskie MiG-21bis różniły się zasadniczo od polskich ergonomią i oprzyrządowaniem (także dodatkowym, służbie nieznanym). Stan techniczny samolotów w opinii służby inżynieryjno-lotniczej budził poważne zastrzeżenia, co zapewne miało wpływ na zdarzenie, które o mało nie doprowadziło do tragedii, kiedy por. pil. Tadeusz Kmietowicz lądował z pękniętym zbiornikiem zasadniczym i lejącym się paliwem. Strona rosyjska w żaden sposób na to nie zareagowała. Po sprawdzeniu samolotu wykryto pęknięcie gumowego zbiornika paliwa. Po analizie rejestratora parametrów lotu SARPP okazało się, że idealne i precyzyjne lądowanie z minimalnym przeciążeniem pionowym wykonane przez por. pil. Tadeusza Kmietowicza ocaliło pilota od rozerwania zbiornika i pożaru, który z pewnością doprowadziłby do katastrofy. Po wykonaniu wszystkich zadań cały personel lotniczy miał możliwość zwiedzenia miasta Astrachań i zakupu drobnych upominków dla swoich rodzin. Do kraju personel lotniczy powrócił polskim samolotem pasażerskim-wojskowym Ił-18 z międzylądowaniem w Kijowie. Dopiero po kilku latach strona rosyjska przyznała, że instalacja uzbrojenia w przekazanych nam do dyspozycji samolotach MiG-21bis nie była przystosowana do rakiet nowego typu R-60; także przyznała się do popełnionych przez nią innych błędów. Takie są fakty. Dowódca 34 PLM OPK mjr dypl. pil. Andrzej Skalski nigdy nie miał pretensji do swoich przełożonych za konsekwencje, jakie wtedy poniósł. Takie były czasy.

Tekst Krzysztof Kirschenstein we współpracy z płk dypl. pil. rez. Andrzejem Skalskim i kpt. pil. rez. Zdzisławem Ułanowiczem.

Zdjęcia ze zbiorów autora