Dziś,
w tak szczególnym dla Polaków dniu Święta Niepodległości
chciałbym napisać parę słów o pilotach - tych skrzydlatych,
można śmiało rzec, władcach podniebnych przestworzy, którzy
poprzez swoją ciężką pracę, służąc wiernie ojczyźnie,
demonstrowali nie tylko na naszym niebie swoje nieprzeciętne
umiejętności. Polacy zawsze starali oderwać się od ziemi -
dosłownie i w przenośni. Konstruowali balony, a później samoloty,
latali na nich wspaniale, zdobywając nagrody i ustanawiając rekordy
jeszcze wtedy, zanim osiągnęli państwową niepodległość. Gdy ją
uzyskali, polskie lotnictwo natychmiast rozwinęło skrzydła. Biało
- czerwona szachownica szybko stała się symbolem wspaniałego
latania, co zresztą do dziś jest aktualne.
Okres międzywojenny był
pełen sportowych sukcesów polskich pilotów; międzykontynentalne
przeloty, zwycięstwa w rajdach zapisywały się na trwałe w
historii światowego lotnictwa. Warto zaznaczyć, że te osiągnięcia
uzyskiwane były na samolotach polskiej konstrukcji. Później
przyszedł pamiętny wrzesień 1939 roku. Heroiczną walkę polskich
pilotów trudno było porównać z inną. Nie mieli dobrych,
nowoczesnych samolotów ani odpowiedzialnego, panującego nad
sytuacją wyższego dowództwa.
Przeciwstawiając się druzgocącej
lawinie tysiąca pięciuset nowoczesnych myśliwców i bombowców,
mając zaledwie 396 maszyn bojowych pierwszej linii, przestarzałych,
wolniejszych i zdecydowanie słabiej uzbrojonych od wroga, walczyli
mimo wszystko z odwagą i samozaparciem, które zadziwiło świat. I
chociaż walka została przegrana, to nie została przerwana. Piloci
z Dywizjonu Kościuszkowskiego 303, 302 i nie tylko mawiali: "Trzeba
lecieć bardzo nisko, lotem koszącym, żeby nikt nie spostrzegł
samolotu, dopóki ten nie wyskoczy zza drzew czy domów, zanim wróg
się zorientuje, zasypujemy go kulami". Takie latanie i zarazem
walka najbardziej odpowiadały polskiemu temperamentowi i naszej
ułańskiej tradycji.
Byli to piloci nad podziw uparci, z niezłomną
odwagą, niepłaszczący się przed nikim, szczególnie gdy chodziło
o interesy ojczyzny. Skalski, Zumbach, Łokuciewski, Urbanowicz,
Krasnodębski, Ferić, Paszkiewicz, Henneberg i wielu innych - to
właśnie wyżej wspomniani udowodnili całemu światu swoje
umiejętności, walcząc w II wojnie światowej, a co za tym idzie,
przechodząc tym samym do grona najbardziej bohaterskich i
skutecznych pilotów myśliwskich na świecie. Trzeba o tym dziś
pamiętać, przypominać, a także studiować nasze dzieje zwłaszcza
dlatego, że pomimo wszystkich słabości, których przecież nie
brakowało w dwudziestoleciu międzywojennym, lotnik polski wyszedł
z największej z prób dziejowych, z drugiej wojny światowej jako
zwycięzca. Cóż innego, jak umiłowanie wolności, jak gorące
pragnienie służenia Polsce, zaprowadzić mogło polskiego lotnika
po klęsce wrześniowej na rozliczne teatry działań wojennych, pod
niebo Francji, Anglii, Włoch, Afryki i Azji.
Wszyscy polscy lotnicy,
którzy startowali do walki na samolotach z biało - czerwoną
szachownicą, bez względu na to, gdzie walczyli "o wolność Waszą
i naszą", o niepodległość i wolność swojej ojczyzny, tworzyli
polską historię lotniczą. Dziś wracam myślami do tych skromnych
bohaterów, wspominając ich wyczyny z wielką pasją i nieskrywanym
podziwem, mając na względzie niezłomnego ducha walki, którego
nigdy nie zatracili, kryjąc w sobie płomienny i bezkompromisowy
patriotyzm. Nie na darmo pewien dziennikarz kiedyś powiedział: "Polscy
piloci potrafią używać przestworzy do swoich wspaniałych
wyczynów, a on [dziennikarz] jest od tego, by o nich rozgłaszać".
Dziś i ja - skromny entuzjasta lotnictwa - podpisuje się pod tymi
słowami, aby pisać i ratować to, co może zaginąć w niepamięci.
Warto tutaj skorzystać z okazji i przytoczyć słowa pewnego pilota
z RAF-u, który powiedział o polskich pilotach: "Są
fantastyczni, lepsi od najlepszych z nas. Przewyższają nas pod
każdym względem".
Amerykańscy piloci też się przekonali, ile potrafią nasi lotnicy,
kiedy wykonywali wspólne loty. Zapisując je w dzienniku polskiej
jednostki, amerykański lotnik wyraził się następująco: "Wyjeżdżałem
z USA z nadzieją, że poznam najlepszych lotników świata. Cel ten
zrealizowałem".
W pierwszych powojennych latach znów można było usłyszeć dużo
dobrego o naszym lotnictwie. Odradzał się przemysł lotniczy.
Z
wojennych doświadczeń zaczęli błyskawicznie korzystać młodzi
adepci sztuki latania. Dziś z dumą można pisać o naszych
pilotach, którzy są godnymi ich spadkobiercami, mając w sobie
wielki kapitał najwyższej miary. Polacy niezmiennie demonstrowali
wysoki poziom wyszkolenia lotniczego i pokazywali go publicznie na
słynnych już dziś defiladach lotniczych, które były organizowane
przy rożnych okazjach, nie tylko państwowych, co w efekcie
umacniało w szerokim świecie szacowną opinię o polskim
lotnictwie. Warto tutaj wymienić pokrótce choćby defilady
lotnicze, których pomysłodawcą był Dowódca Wojsk Lotniczych i
Obrony Przeciwlotniczej Kraju gen. dyw. Jan Frey - Bielecki. To
właśnie ów człowiek, po obejrzeniu pokazu w TV dokonanego przez
pilotów angielskich, kiedy zademonstrowano przelot 16 samolotów w
ugrupowaniu romb, powiedział prawdopodobnie do ówczesnego ministra
obrony narodowej marszałka Mariana Spychalskiego: "Co Anglicy?
Nasi piloci pokazali już raz Anglikom, jak się lata i walczy,
pokażą im i teraz".
I znowu polscy piloci mogli udowodnić całemu
światu, jaki potencjał w nich drzemie. Zaprezentowano w defiladach
m.in. takie samoloty, jak; bombowce IŁ-28, które zademonstrowały w
sile 33 maszyn słynnego "Orła" czy "Miecze Grunwaldzkie" z
samolotów Lim-6bis, "XXV" z samolotów Lim-2, "Groty" ze
słynnym MiG-iem 21, "Jodełki" złożone z samolotów Lim-2 i
Lim-5, "Sigmę" z samolotów Su-7, cyfrę 1000 zademonstrowaną
przez pilotów - instruktorów z dęblińskiej OSL, "Taflę", w
której leciały aż 64 samoloty Lim-2 i Lim-5 (z minimalnymi
odstępami i odległościami i z różnicą wysokości, z
przeniżeniem do 5 metrów). Warto tutaj napisać, że "Taflę" tworzyło 16 rombów po 4 samoloty w każdym. 4 romby tworzyły jeden
duży złożony z 16 samolotów, zaś cztery takie figury
geometryczne tworzyły wielką taflę 64 maszyn. Musiało to wzbudzić
niemały podziw nie tylko polskiej widowni, ale też zgromadzonych
dyplomatów regularnie zapraszanych na takie imprezy. Było to
ugrupowanie bardzo trudne pod względem pilotażu, wszak lecące
samoloty tworzące polską szachownicę musiały wykonywać lot w
minimalnych odstępach i odległościach, co wiązało się z dużym
niebezpieczeństwem w razie niespodziewanej awarii. Wszystko to było
imponujące i miało klimat nowoczesności, siły i ogromnej
sprawności naszego lotnictwa wojskowego, które było wciąż chlubą
stanowiącą przecież jedną trzecią Polskich Sił Zbrojnych.
Warto przy tym wyjaśnić, że takie rzeczy nie rodziły się z niczego. Wszystko to było poparte równocześnie jednym, wielkim sprawdzianem poziomu wyszkolenia jednostek bojowych - obok pilotażu i lotów grupowych - strzelaniem do celów powietrznych i naziemnych, bombardowaniem, przechwytywaniem itp. Były organizowane zawody o tytuł zespołowego i indywidualnego mistrza Wojsk Lotniczych OK i OPL, lotnictwa myśliwskiego i bombowego. Wszystkie te podniebne popisy wyższego pilotażu zespołów akrobacyjnych w ugrupowaniu czwórki, piątki, szóstki, rombów, delty, dywaników z jednej strony oraz wysokie mistrzostwo załóg myśliwskich i bombowych w strzelaniu, bombardowaniu i w walce powietrznej z drugiej strony, to imponujący bilans osiągnięć naszego lotnictwa wojskowego. Dziś, kiedy przed naszym lotnictwem piętrzą się nowe trudności, powinniśmy zrobić wszystko, aby znów było wartościowe, sprawne, aby załogi samolotów i służby naziemne wyszkolone były jak najlepiej, aby ten zakorzeniony hart, trud i wysiłek minionych lat na trwałe zapisały się w historii polskiego lotnictwa, zyskując należyty szacunek i uznanie wszystkich. Przecież to na tej ojczystej ziemi wyrosły pokolenia wspaniałych pilotów, tu ociosywane i kształtowane były ich charaktery oraz do głosu doszła ich bohaterska i przepełniona patriotyzmem odwaga. Niech czyny bojowe tych rodzimych "Gladiatorów nieba" owocują codziennymi, nowymi dokonaniami nie tylko w powietrzu, ale i tu na ziemi, by każdemu jasnym było, jak ma zwyciężać polski lotnik. Ten materiał dedykuję wszystkim polskim pilotom, którzy podczas drugiej wojny światowej złożyli na ołtarzu ojczyzny najcenniejszą ofiarę - własne życie. Warto przytoczyć słowa jednego z najlepszych pilotów drugiej wojny światowej Jana Zumbacha, który wypowiedział je po utracie swojego przyjaciela z Dywizjonu 303 Ludwika Paszkiewicza: "Oddał swe życie gdzieś tam wysoko, gdzie sprawy ziemi są tak odległe, blask słońca tak czysty, a Bóg tak blisko". Niech te znamienite słowa również pamiętne będą tym wszystkim pilotom, którzy dziś wiernie służą w Polskich Siłach Powietrznych. Radośni i odważni, znający swoją wartość piloci z choćby takich baz lotniczych, jak Malbork, Mińsk czy Świdwin niech mają na względzie chlubną przeszłość, by tradycja polskich skrzydeł wciąż się nieskazitelnie wzbogacała. To im wszystkim dedykuję ten materiał.
Tekst
Krzysztof Kirschenstein
Zdjęcia
z archiwum autora i Wacława Hołysia