Wyszukiwarka

Aviateam.pl na Facebook

Poświęcenie i męstwo

Kategoria: Piloci Polskich Sił Powietrznych Utworzony: 2011-11-11 Autor: Kirschenstein Krzysztof

Dziś, w tak szczególnym dla Polaków dniu Święta Niepodległości chciałbym napisać parę słów o pilotach - tych skrzydlatych, można śmiało rzec, władcach podniebnych przestworzy, którzy poprzez swoją ciężką pracę, służąc wiernie ojczyźnie, demonstrowali nie tylko na naszym niebie swoje nieprzeciętne umiejętności. Polacy zawsze starali oderwać się od ziemi - dosłownie i w przenośni. Konstruowali balony, a później samoloty, latali na nich wspaniale, zdobywając nagrody i ustanawiając rekordy jeszcze wtedy, zanim osiągnęli państwową niepodległość. Gdy ją uzyskali, polskie lotnictwo natychmiast rozwinęło skrzydła. Biało - czerwona szachownica szybko stała się symbolem wspaniałego latania, co zresztą do dziś jest aktualne.

Okres międzywojenny był pełen sportowych sukcesów polskich pilotów; międzykontynentalne przeloty, zwycięstwa w rajdach zapisywały się na trwałe w historii światowego lotnictwa. Warto zaznaczyć, że te osiągnięcia uzyskiwane były na samolotach polskiej konstrukcji. Później przyszedł pamiętny wrzesień 1939 roku. Heroiczną walkę polskich pilotów trudno było porównać z inną. Nie mieli dobrych, nowoczesnych samolotów ani odpowiedzialnego, panującego nad sytuacją wyższego dowództwa.

Przeciwstawiając się druzgocącej lawinie tysiąca pięciuset nowoczesnych myśliwców i bombowców, mając zaledwie 396 maszyn bojowych pierwszej linii, przestarzałych, wolniejszych i zdecydowanie słabiej uzbrojonych od wroga, walczyli mimo wszystko z odwagą i samozaparciem, które zadziwiło świat. I chociaż walka została przegrana, to nie została przerwana. Piloci z Dywizjonu Kościuszkowskiego 303, 302 i nie tylko mawiali: "Trzeba lecieć bardzo nisko, lotem koszącym, żeby nikt nie spostrzegł samolotu, dopóki ten nie wyskoczy zza drzew czy domów, zanim wróg się zorientuje, zasypujemy go kulami". Takie latanie i zarazem walka najbardziej odpowiadały polskiemu temperamentowi i naszej ułańskiej tradycji.

Byli to piloci nad podziw uparci, z niezłomną odwagą, niepłaszczący się przed nikim, szczególnie gdy chodziło o interesy ojczyzny. Skalski, Zumbach, Łokuciewski, Urbanowicz, Krasnodębski, Ferić, Paszkiewicz, Henneberg i wielu innych - to właśnie wyżej wspomniani udowodnili całemu światu swoje umiejętności, walcząc w II wojnie światowej, a co za tym idzie, przechodząc tym samym do grona najbardziej bohaterskich i skutecznych pilotów myśliwskich na świecie. Trzeba o tym dziś pamiętać, przypominać, a także studiować nasze dzieje zwłaszcza dlatego, że pomimo wszystkich słabości, których przecież nie brakowało w dwudziestoleciu międzywojennym, lotnik polski wyszedł z największej z prób dziejowych, z drugiej wojny światowej jako zwycięzca. Cóż innego, jak umiłowanie wolności, jak gorące pragnienie służenia Polsce, zaprowadzić mogło polskiego lotnika po klęsce wrześniowej na rozliczne teatry działań wojennych, pod niebo Francji, Anglii, Włoch, Afryki i Azji.

Wszyscy polscy lotnicy, którzy startowali do walki na samolotach z biało - czerwoną szachownicą, bez względu na to, gdzie walczyli "o wolność Waszą i naszą", o niepodległość i wolność swojej ojczyzny, tworzyli polską historię lotniczą. Dziś wracam myślami do tych skromnych bohaterów, wspominając ich wyczyny z wielką pasją i nieskrywanym podziwem, mając na względzie niezłomnego ducha walki, którego nigdy nie zatracili, kryjąc w sobie płomienny i bezkompromisowy patriotyzm. Nie na darmo pewien dziennikarz kiedyś powiedział: "Polscy piloci potrafią używać przestworzy do swoich wspaniałych wyczynów, a on [dziennikarz] jest od tego, by o nich rozgłaszać". Dziś i ja - skromny entuzjasta lotnictwa - podpisuje się pod tymi słowami, aby pisać i ratować to, co może zaginąć w niepamięci. Warto tutaj skorzystać z okazji i przytoczyć słowa pewnego pilota z RAF-u, który powiedział o polskich pilotach: "Są fantastyczni, lepsi od najlepszych z nas. Przewyższają nas pod każdym względem". Amerykańscy piloci też się przekonali, ile potrafią nasi lotnicy, kiedy wykonywali wspólne loty. Zapisując je w dzienniku polskiej jednostki, amerykański lotnik wyraził się następująco: "Wyjeżdżałem z USA z nadzieją, że poznam najlepszych lotników świata. Cel ten zrealizowałem". W pierwszych powojennych latach znów można było usłyszeć dużo dobrego o naszym lotnictwie. Odradzał się przemysł lotniczy.

Z wojennych doświadczeń zaczęli błyskawicznie korzystać młodzi adepci sztuki latania. Dziś z dumą można pisać o naszych pilotach, którzy są godnymi ich spadkobiercami, mając w sobie wielki kapitał najwyższej miary. Polacy niezmiennie demonstrowali wysoki poziom wyszkolenia lotniczego i pokazywali go publicznie na słynnych już dziś defiladach lotniczych, które były organizowane przy rożnych okazjach, nie tylko państwowych, co w efekcie umacniało w szerokim świecie szacowną opinię o polskim lotnictwie. Warto tutaj wymienić pokrótce choćby defilady lotnicze, których pomysłodawcą był Dowódca Wojsk Lotniczych i Obrony Przeciwlotniczej Kraju gen. dyw. Jan Frey - Bielecki. To właśnie ów człowiek, po obejrzeniu pokazu w TV dokonanego przez pilotów angielskich, kiedy zademonstrowano przelot 16 samolotów w ugrupowaniu romb, powiedział prawdopodobnie do ówczesnego ministra obrony narodowej marszałka Mariana Spychalskiego: "Co Anglicy? Nasi piloci pokazali już raz Anglikom, jak się lata i walczy, pokażą im i teraz".

I znowu polscy piloci mogli udowodnić całemu światu, jaki potencjał w nich drzemie. Zaprezentowano w defiladach m.in. takie samoloty, jak; bombowce IŁ-28, które zademonstrowały w sile 33 maszyn słynnego "Orła" czy "Miecze Grunwaldzkie" z samolotów Lim-6bis, "XXV" z samolotów Lim-2, "Groty" ze słynnym MiG-iem 21, "Jodełki" złożone z samolotów Lim-2 i Lim-5, "Sigmę" z samolotów Su-7, cyfrę 1000 zademonstrowaną przez pilotów - instruktorów z dęblińskiej OSL, "Taflę", w której leciały aż 64 samoloty Lim-2 i Lim-5 (z minimalnymi odstępami i odległościami i z różnicą wysokości, z przeniżeniem do 5 metrów). Warto tutaj napisać, że "Taflę" tworzyło 16 rombów po 4 samoloty w każdym. 4 romby tworzyły jeden duży złożony z 16 samolotów, zaś cztery takie figury geometryczne tworzyły wielką taflę 64 maszyn. Musiało to wzbudzić niemały podziw nie tylko polskiej widowni, ale też zgromadzonych dyplomatów regularnie zapraszanych na takie imprezy. Było to ugrupowanie bardzo trudne pod względem pilotażu, wszak lecące samoloty tworzące polską szachownicę musiały wykonywać lot w minimalnych odstępach i odległościach, co wiązało się z dużym niebezpieczeństwem w razie niespodziewanej awarii. Wszystko to było imponujące i miało klimat nowoczesności, siły i ogromnej sprawności naszego lotnictwa wojskowego, które było wciąż chlubą stanowiącą przecież jedną trzecią Polskich Sił Zbrojnych.

Warto przy tym wyjaśnić, że takie rzeczy nie rodziły się z niczego. Wszystko to było poparte równocześnie jednym, wielkim sprawdzianem poziomu wyszkolenia jednostek bojowych - obok pilotażu i lotów grupowych - strzelaniem do celów powietrznych i naziemnych, bombardowaniem, przechwytywaniem itp. Były organizowane zawody o tytuł zespołowego i indywidualnego mistrza Wojsk Lotniczych OK i OPL, lotnictwa myśliwskiego i bombowego. Wszystkie te podniebne popisy wyższego pilotażu zespołów akrobacyjnych w ugrupowaniu czwórki, piątki, szóstki, rombów, delty, dywaników z jednej strony oraz wysokie mistrzostwo załóg myśliwskich i bombowych w strzelaniu, bombardowaniu i w walce powietrznej z drugiej strony, to imponujący bilans osiągnięć naszego lotnictwa wojskowego. Dziś, kiedy przed naszym lotnictwem piętrzą się nowe trudności, powinniśmy zrobić wszystko, aby znów było wartościowe, sprawne, aby załogi samolotów i służby naziemne wyszkolone były jak najlepiej, aby ten zakorzeniony hart, trud i wysiłek minionych lat na trwałe zapisały się w historii polskiego lotnictwa, zyskując należyty szacunek i uznanie wszystkich. Przecież to na tej ojczystej ziemi wyrosły pokolenia wspaniałych pilotów, tu ociosywane i kształtowane były ich charaktery oraz do głosu doszła ich bohaterska i przepełniona patriotyzmem odwaga. Niech czyny bojowe tych rodzimych "Gladiatorów nieba" owocują codziennymi, nowymi dokonaniami nie tylko w powietrzu, ale i tu na ziemi, by każdemu jasnym było, jak ma zwyciężać polski lotnik. Ten materiał dedykuję wszystkim polskim pilotom, którzy podczas drugiej wojny światowej złożyli na ołtarzu ojczyzny najcenniejszą ofiarę - własne życie. Warto przytoczyć słowa jednego z najlepszych pilotów drugiej wojny światowej Jana Zumbacha, który wypowiedział je po utracie swojego przyjaciela z Dywizjonu 303 Ludwika Paszkiewicza: "Oddał swe życie gdzieś tam wysoko, gdzie sprawy ziemi są tak odległe, blask słońca tak czysty, a Bóg tak blisko". Niech te znamienite słowa również pamiętne będą tym wszystkim pilotom, którzy dziś wiernie służą w Polskich Siłach Powietrznych. Radośni i odważni, znający swoją wartość piloci z choćby takich baz lotniczych, jak Malbork, Mińsk czy Świdwin niech mają na względzie chlubną przeszłość, by tradycja polskich skrzydeł wciąż się nieskazitelnie wzbogacała. To im wszystkim dedykuję ten materiał.


Tekst Krzysztof Kirschenstein
Zdjęcia z archiwum autora i Wacława Hołysia