W
połowie lat 50 w jednostkach myśliwskich naszego kraju dowództwo
Polskich Sił Powietrznych wpadło na pomysł wprowadzenia
rywalizacji o tytuł najlepszego pilota myśliwskiego, tzw. "Asa".
Pomysł miał dostarczyć personelowi lotniczemu dodatkowego bodźca,
który miał zmobilizować pilotów do osiągania coraz to lepszych
wyników w szkoleniu.
"As" to tytuł zaczerpnięty z okresu
wojny. Dowództwo wpadło na pomysł, aby przeszkolić wybraną grupę
pilotów według odrębnego programu. Piloci po uzyskaniu takiego
tytułu mogli zasługiwać na miano asów. Był to bardzo ciekawy
eksperyment zapoczątkowany prawdopodobnie w 5 Dywizji Lotnictwa
Myśliwskiego OPL. Program pozwalał pilotowi na większe możliwości "wyżycia" się w powietrzu w szerokim tego słowa znaczeniu.
Pilot sam decydował o wszystkim, jednak w zamian za to musiał
udowodnić, że w tym, co robi, nie ma sobie równych i że to jemu
należy się ten zaszczytny tytuł. Drugim ciekawym pomysłem było
wprowadzenie na samolotach zwycięzcy znaku strzały, co szybko
znalazło aprobatę wśród personelu lotniczego. Ten znak właśnie
stał się dla wszystkich niesamowitym dopingiem, co niewątpliwie
przekładało się na podwyższenie kwalifikacji startujących załóg.
Eliminacje odbywały się w macierzystych pułkach. Startowali w nich
wytypowani przez dowódcę danego pułku piloci i personel
techniczny, który egzaminowano ze znajomości pracy na sprzęcie i z
wyszkolenia ogólnowojskowego. Uzyskane, łączne punkty szły na
konto całej załogi.
Warto zaznaczyć, że egzaminatorzy byli bardzo
surowi i nic nie uchodziło ich uwadze. Najtrudniejszym i decydującym
sprawdzeniem w rywalizacji o ten zaszczytny tytuł było niewątpliwie
strzelanie do rękawa holowanego z prędkością około 320 km/h.
Kiedy ów pilot pokonał swoich konkurentów, na jego samolocie
malowano czerwoną błyskawicę czasem otoczoną błękitną lub
białą obwódką z obu stron kadłuba. Był to znak, że na tej
maszynie lata pilot, który spełnił warunki "Asa", a jego
mechanicy zaliczają się do czołówki w swojej specjalności. W 34
pułku do tej rywalizacji przystąpili m.in. tacy piloci, jak:
Bernard Wójcik, Zdzisław Ostałowski, Marian Klusek, Zdzisław
Siemieniak, Kazimierz Janda, Zdzisław Olbert, Stefan Kukurowski,
Mieczysław Pituła, Leon Karkut i Tomasz Ziaja. Przygotowanie
trwało około 2 miesięcy. Piloci rywalizowali ze sobą na co dzień,
wykonując przy tym stały program szkolenia lotniczego, jaki
obejmował pułk. Po zakończeniu lotów dodatkowo każdy pilot
biorący udział w rywalizacji o finał otrzymywał po jednym locie
specjalnym na strzelanie do holowanego rękawa. Piloci za każdym
razem niezwykle starannie studiowali instrukcje wykorzystania strefy
strzelań powietrznych i warunki bezpieczeństwa, po czym
rozpoczynali swoje zadania w powietrzu.
Loty tego typu były zawsze
ciekawe i cieszyły się dużym zainteresowaniem pilotów oraz
personelu technicznego. Użycie broni pokładowej i możliwość
sprawdzenia samych siebie w umiejętności prowadzenia celnego ognia
były jakby egzaminem pilota myśliwskiego - sprawdzianem, do
jakiego stopnia opanował ten najważniejszy element swojego zawodu.
Można pięknie, pokazowo latać, a niecelnie strzelać, a to bez
wątpienia dyskwalifikowałoby pilota myśliwskiego i jego
przydatność do walki. Służba uzbrojenia przygotowywała na każdy
dzień takiego ćwiczenia kilka płóciennych "rękawów" - celów
rozłożonych na przedłużeniu pasa startowego, gotowych do
wyholowania w powietrze. Do ciągnięcia takiego celu byli wyznaczeni
rozkazem piloci specjalnie do tego przeszkoleni i przygotowani. Było
to zadanie bardzo trudne, gdyż duży opór ciągniętego "rękawa",
długiego na kilka metrów, o średnicy około metra i obciążonego
na wlocie powietrza metalowym kabłąkiem sprawiał, że samolot
holujący - bojowy Lim-2 nie mógł rozwijać dużej prędkości.
Było to oczywiście niemałym utrudnieniem nie tylko dla pilota
holującego, ale i wykonującego strzelanie. Tymczasem ekipy biorące
udział o tytuł "Asa" lub - jak kto woli - "Załogi Wyborowej"
rywalizowały ze sobą tak, jakby była to walka na śmierć i życie
przy zachowaniu rzecz jasna zasad bezpieczeństwa i zdrowego
rozsądku. Jeden z pierwszych "rękawów" wyholowany został w
powietrze, za którym po kolei w 10-minutowych odstępach startowali
wspomniani piloci na wykonanie strzelania z załadowanymi
trzydziestoma pociskami. Amunicja ta była umieszczona w działku o
kalibrze 23 milimetrów. Dolatujący do strefy strzelania piloci z
daleka obserwowali holujący samolot i tak manewrowali, aby nie
wyprzedzić i nie zgubić z pola widzenia "rękawa". W tym czasie
holujący "rękaw" pilot ustawiał samolot w locie po prostej, a
następnie informował kierownika lotów, że jest w strefie
strzelania.
Każdy pilot meldował kierownikowi lotów o rozpoczęciu
ćwiczenia i był wtedy obserwowany przez tzw. "obserwatora". Po
uzyskaniu zgody kierownika lotów każdy pilot pojedynczo atakował
cel. Do jednego "rękawa" strzelało kilku pilotów, wiec dla
rozróżnienia, kto i iloma pociskami trafił do celu, pociski
malowano rożnymi kolorami. Pocisk, trafiając płócienny "rękaw",
zostawiał na obrzeżu przestrzeliny ślad swojego koloru. Wszystkie
loty na strzelanie odbywały się z reguły w dzień przy dobrych
warunkach atmosferycznych. Po wyczerpującej rywalizacji do finału
weszli por. mar. pil. Leon Karkut i por. mar. pil. Mieczysław
Pituła. Po zdaniu egzaminów teoretycznych obaj piloci przystąpili
do egzaminu praktycznego, którego głównym zadaniem było
strzelanie do holowanego rękawa przy prędkości około 350-400 km/h
na wysokości 2000 metrów w strefie strzelania, która przebiegała
na odcinku miejscowości Rozewie - Łeba. Strefa ta rozmieszczona
była wzdłuż linii brzegowej, a kierunek strzelania odbywał się w
stronę morza, co gwarantowało bezpieczeństwo strzelań. Poza tym
pociski miały samolikwidatory, które rozrywały je po wystrzale na
pewnych odległościach. Dodatkowo piloci wykonywali jeszcze lot po
trasie z wyjściem na punkt oraz walkę powietrzną. Po zaliczeniu
wszystkich zadań i podsumowaniu zebranych punktów okazało się, że
por. mar. pil. Leon Karkut podczas strzelania do holowanego rękawa
trafił 17 pociskami na 30 możliwych, co dało mu bezapelacyjnie 1
miejsce i zaszczytny tytuł "Asa". Por. Karkut jako pierwszy w 34
PLM OPL MW spełnił wszystkie warunki, potwierdzając tym samym
swoje nieprzeciętne umiejętności pilotażowe. Na jego samolocie
bojowym Lim-2 (numer burtowy 1117) została wymalowana z obu stron
czerwona strzała w białej obwódce. Technikiem samolotu był Józef
Wełpa, a mechanikiem Stefan Witkowski.
Leon Karkut urodził się się 10 września 1930 roku w Janowie Lubelskim. Podczas wojny pracował w gospodarstwie. Szkołę podstawową ukończył w Janowie, a w 1946 roku rozpoczął naukę w gimnazjum pedagogicznym w Szczebrzeszynie (woj. zamojskie). W październiku 1950 roku został powołany do wojska i skierowany do pułku łączności w Warszawie, gdzie po roku służby z wynikiem pozytywnym ukończył kurs radiowy. Tam poprosił przełożonych o skierowanie go do OSL-5 w Radomiu, gdzie po promocji we wrześniu 1953 roku został skierowany do 34 PLM MW w Babich Dołach. Leon Karkut przyszedł do babidolskiego pułku wraz z ppor. Stanisławem Żeliszczakem, Leonem Sysiakiem, Stefanem Rajnikiem, Ryszardem Szkałubą i Stefanem Kukurowskim. Latał nieprzerwanie do jesieni 1970 roku. Wówczas ze względu na stan zdrowia zmuszony został do przejścia na inne stanowisko służbowe - Oddział Operacyjny MW w Gdyni. Tam pełnił służbę do 1985 roku. Na własną prośbę przeszedł na zasłużoną emeryturę. Dziś sędziwy i wciąż skromny kmdr por. pil. w stanie spoczynku Leon Karkut mieszka na ul. Bienowskiego w Gdyni. Swój wolny czas poświęca całkowicie działce, którą ma na Babich Dołach.
Tekst Krzysztof Kirschenstein
zdjęcia zbiory autora