Przygotowanie
pilotów "dziewiątki" do wykonania treningu w zasadzie aż tak
bardzo nie odbiegało od przygotowania do innych lotów. Kiedy
nastąpiło podjęcie decyzji na loty treningowe, kolejnym etapem
było postawienie zadań dla poszczególnych służb biorących
udział w lotach. Następnym punktem było wprowadzenie drugiego
etapu, którym było przygotowanie specjalistyczne. Od tego momentu
już w ścisłym gronie samych pilotów grupy akrobacyjnej i samego
kierownictwa - płk pil. Janusza Żywno, płk pil. Stanisława
Mielczarka i mjr pil. Wacława Święckiego - następowało omawianie
szczegółów związanych z kolejnością wykonania treningu
począwszy od kołowania na start zbiórki w powietrzu poszczególnych
trójek. Mówiono o dolocie nad lotnisko i wykonaniu poszczególnych
figur, a po zakończeniu pokazu o sposobie podejścia do lądowania.
W powietrzu były dwie zmiany w ugrupowaniu: z rombu w strzałę i ze
strzały w romb; z tego ugrupowania było rozpuszczenie do lądowania
trójkami. W trakcie przygotowania były omawiane również sprawy
związane z bezpieczeństwem lotu - jak zachować się w różnych i
nietypowych, awaryjnych sytuacjach w locie grupowym. Każdy pilot
biorący bezpośredni udział w takim locie zdawał sobie sprawę, że
w grę wchodziły niebezpieczne zbliżenia, które mogły doprowadzić
przecież do zderzenia samolotów. Za każdym razem omawiano
szczegółowo sposób szybkiego i bezpiecznego odejścia z
ugrupowania. Do przygotowania się i do samych lotów treningowych
piloci "dziewiątki" przykładali ogromną wagę, gdyż od tego
przecież zależało ich bezpieczeństwo. Była to przecież wybrana
garstka ludzi, którzy do niczego się do nie zmuszali, a latanie już
w tak prestiżowym zespole było niewątpliwie dla nich dużym
wyróżnieniem nie tylko w swoim pułku, ale też w całym kraju.
Piloci wierzyli sobie i technikom, ci zaś za każdym razem potrafili
perfekcyjnie przygotować im samoloty, na których bezpiecznie mogli
wykonywać loty. Bezgranicznie ufali sobie, myśląc, iż zawsze
wszystko będzie w porządku. Dziś, po tylu latach, kiedy rozmawiam
z jeszcze żyjącymi, oni mówią mi, że patrzą na to już inaczej,
bardziej krytycznie i z większą ostrożnością. Może to mijający
czas, miniona już niestety młodość, brak ułańskiej fantazji i
werwy, może zaś po prostu praktyczne do bólu podejście do kwestii
bezpieczeństwa wynikające z doświadczenia i dystansu czasowego.
Drugą
częścią przygotowania do treningu, a późnej samych pokazów,
była rekreacja, czynny wypoczynek w czasie około 3 godzin. W czasie
niesprzyjających warunków atmosferycznych, kiedy lotów nie można
było wykonywać, piloci bazujący na swoim miejscu często
korzystali z zajęć w sali gimnastycznej, grając w piłkę siatkową
czy uprawiając gimnastykę ogólnorozwojową. Zajęcia tego typu
często odbywały się na uwielbianej przez nich babidolskiej plaży.
To właśnie na niej piloci uwielbiali grać w siatkówkę, pływać
kajakiem czy żaglówką. Warto wspomnieć też o nauce jazdy na
nartach wodnych. To właśnie na nich był zawsze niezły ubaw, gdyż
nikt z pilotów nie potrafił ślizgać się po powierzchni wody. Za
każdym wyciągnięciem motorówką przez śp. Tadeusza Bochata (był
on wuefistą pułkowym) prawie każdy nurkował pod wodą.
Pozostający na plaży czy mostku koledzy zaraz krzyczeli: "Falstart"
lub: "Zatopiony". W końcu po wielu nieudanych próbach i wielu
egzaminach z cierpliwości piloci "dziewiątki" nauczyli się w
miarę normalnie ślizgać na nartach wodnych. Wśród nich nie mogło
też zabraknąć samego płk pil. Janusza Żywno, który z czasem tak
samo jak pozostali nauczył się tej trudnej w owym czasie sztuki
narciarstwa wodnego. Wspaniała atmosfera towarzysząca wszystkim na
co dzień sprawiała wrażenie beztroski i wakacyjnego wręcz
wypoczynku. Piloci potrafili żartować z różnych rzeczy; wiadomo
było, kto wiódł w tym prym. Tą osobą był nie kto inny, jak śp.
płk pil. Andrzej Leśnik słynący z rożnego rodzaju dowcipów i
anegdot. W kolejnym dniu zrelaksowani piloci przystępowali do lotów
nie tylko treningowych. Były to z reguły dwa lub trzy wyloty, rano
jeden lub dwa i po południu jeden. W trakcie przygotowania do
któregoś z pokazów niespodziewanie pogorszyły się warunki
atmosferyczne, które siłą rzeczy nie pozwalały na ich
wykonywanie. Piloci babidolscy byli w tym czasie przebazowani do
Mińska Mazowieckiego na jednym ze zgrupowań. Tam bowiem zostały
zorganizowane i zaplanowane na szeroką skalę pokazy lotnicze.
Piloci "dziewiątki" zostali zakwaterowani w
pewnym dworku koło Mińska Mazowieckiego. W tych ponurych dniach,
gdy pogoda nie pozwalała na loty treningowe, w dworku wiało nudą.
Podczas takiego monotonnego dnia piloci postanowili trochę się
rozejrzeć po całej posesji, na której byli skoszarowani. Wchodząc
głębiej do ogrodu, ku wielkiemu zdziwieniu, odkryli, że na jego
krańcu znajduje się wiejski sklepik. Jakaż była w tym momencie
ich radość na ten widok. W tej sytuacji wszyscy oczywiście zgodnie
ruszyli w stronę sklepiku, zakupując tam parę butelek wina, które
z czasem opróżnili pod gruszą. Wino zadziałało jak luminal, więc
w tej sytuacji nie pozostało nic innego, jak udać się niezwłocznie
spać. Ta eskapada niestety jednak się wydała. Następnego dnia z
samego rana, kiedy wszyscy jeszcze mocno spali, "trener zespołu"
płk pil. Stanisław Mielczarek i prowadzący "dziewiątkę" płk
pil. Janusz Żywno weszli do sypialni (wszyscy piloci byli
zakwaterowani w jednej, dużej sali) gdzie odbyła się natychmiast żywa
rozmowa - trochę służbowa, trochę na stopie koleżeńskiej. W
czasie zgrupowania nie było mowy o piciu jakiegokolwiek alkoholu;
wodzowie wygłaszali zakazy i nakazy, a piloci swoje bolączki. W
chwili dość burzliwej dyskusji kpt. pil. Artur Stępnicki zwany
przez kolegów "Nerka", krzyknął donośnym głosem: "Mam dość
tego cyrku Olega Popowa". Wspierali go mężnie koledzy z zespołu "Wawa"- kpt. pil. Wacław Polakowski i "Maglar"- por. pil.
Ryszard Sieczka. W jednym czasie nastąpiła chwila konsternacji i
wybuch śmiechu. Od tej chwili, gdy padały słowa "Cyrk Olega
Popowa", było wiadomo, że mowa jest o "dziewiątce" z Babich
Dołów. Wino zostało ochrzczone mianem luminalu.
Materiał
dedykuję wspaniałym i nieocenionych w swoim fachu pilotom
niezapomnianej do dziś "dziewiątki" z Babich Dołów.
PS.
Oleg Popow - rosyjski artysta cyrkowy, akrobata-ekwilibrysta nazywany
Słonecznym Klownem.
Tekst Krzysztof Kirschnstein
Zdjęcia
z archiwum autora