Wyszukiwarka

Aviateam.pl na Facebook

Pierwszy samodzielny lot - spełnienie marzeń

Kategoria: Lotnictwo cywilne Utworzony: 2013-07-23 Autor: Kania Jarosław

Każdy człowiek ma zapewne jakieś marzenia. Bliższe czy dalekosiężne, ale większość ludzi w jakiś sposób stara się je zrealizować. 14-letni Łukasz Wołejko jest pierwszym w Polsce uczniem - pilotem, który w tak młodym wieku sięgnął nieba, czyli odbył pierwszy, samodzielny lot szybowcem. Dla tego chłopaka jest to tylko pierwszy etap długiej drogi lotniczej. Ostatecznym jej celem ma być zdobycie uprawnień pilota akrobacyjnego.

Zacznijmy jednak od początku.
- Od zawsze interesowały mnie maszyny latające i samo latanie; to nie jest jakaś rodzinna tradycja czy przebywanie w odpowiednim środowisku, to przyszło później. Pasja awiacji dojrzewała we mnie sama z siebie, po prostu tkwiła gdzieś w duszy - mówi Łukasz.

Młody, przyszły pilot czekał całymi latami na moment, który pozwoli mu zacząć działać w celu spełniania marzeń, a była to bariera wieku. Zaczęło się od standardowych badań, które musiały wykluczyć przeciwwskazania do pilotażu szybowcowego. Komisja lekarska zebrała się w Aeroklubie Pomorskim w Toruniu, gdzie również inni kandydaci na pilotów zebrali się w grupie i czekali na werdykt. Komisja bez zastrzeżeń przyjęła dokumenty lekarskie Łukasza, więc droga na grudziądzkie lotnisko w celu pierwszych lotów stała otworem. Najpierw jednak jak w szkolnej ławie trzeba było zasiąść w sali wykładowej Aeroklubu Nadwiślańskiego, by przejść szkolenie teoretyczne. Obejmowało ono m.in.: meteorologię, łączność, zasady pilotażu i budowę statku powietrznego. Łącznie z Łukaszem szkolili się też inni młodzi ludzie z odległych nawet miejsc, jak Warszawa czy Słupsk. Ekipa liczyła 8 osób. Z końcem czerwca zaczęto przymierzać się do pierwszych lotów z instruktorem, którymi w tym przypadku byli Dariusz Kanigowski (Aeroklub Warszawski) i Jakub Jankowiak z grudziądzkiego aeroklubu. Łukasz odbył 43 loty z instruktorem na szybowcu SZD-9 Bocian. Jak przyznawał w rozmowie z autorem tego artykułu instruktor, Łukasz ponadprzeciętnie opanowywał umiejętności pilotowania szybowca, co ze względu na jego najmłodszy wiek w grupie szkolonych okazało się sprawą wyjątkową. Kandydaci na pilotów musieli opanować m.in. sytuacje awaryjne, jak np. utrata mocy wyciągarki bądź niewyczepienie liny, przeciągnięcie (utrata siły nośnej szybowca) i korkociągi. Opisywane loty były też podstawą do przyszłych, niedalekich lotów samodzielnych.

W końcu nadszedł bardzo emocjonujący dzień. 10 lipca już od 5.00, niedługo po wschodzie słońca, na płycie lotniska pojawili się adepci szybownictwa, by sięgnąć nieba w dosłownym sensie i wyłącznie samodzielnie. Zanim to jednak nastąpiło, odbył się ostateczny egzamin z instruktorem sprawdzającym. Mimo napięcia i nerwów Łukasz zaliczył to bez problemów. Po ostatnim locie sprawdzającym bohater artykułu pozostał sam w kabinie szybowca. Chwila obsługi technicznej (podczepienie liny i sprawdzenie niezbędnych urządzeń w kabinie), po czym w górę idzie lewa dłoń pilota, co oznacza gotowość do startu i uniesienie przez kogoś z zewnątrz końcówki jednego skrzydła szybowca. Głos instruktora w radiu: "Wyciągarka, naprężaj, pierwszy samodzielny" oznacza sekundy przed wylotem...

- Przed startem, ale gdy nie siedziałem jeszcze samodzielnie w kabinie, udzieliła mi się atmosfera napięcia, bo wszyscy z nas czuli odpowiedzialność i wyjątkowość tego dnia. To miał być dla nas werdykt "być albo nie być". Kiedy już jednak ogarnęła mnie cisza w kabinie przed pierwszym samodzielnym lotem, skupiłem się i wyciszyłem, opanowałem emocje, po czym szybowiec ruszył. Start za wyciągarką to potężne przyspieszenie i szybkie osiągnięcie odpowiedniej wysokości 300 - 450 m. Lżejszy tym razem szybowiec ruszył jak z procy, wytwarzając świst powietrza. W powietrzu szybowiec zachowywał się nieco inaczej ze względu na mniejszą masę. Spokojnie zbudowałem standardowy krąg nad płytą lotniska. Nie sposób opisać, jaką radość niesie za sobą świadomość bycia w powietrzu i całkowitego panowania nad statkiem powietrznym. W tej sytuacji człowiek zdany jest tylko na siebie, musi ufać sobie, być pewnym własnego przygotowania i podejmowania właściwych decyzji. Tu instruktora nie ma, pozostał kilkaset metrów w dole i kilka kilometrów od szybowca - relacjonuje najmłodszy w Polsce uczestnik szkolenia.
Lądowanie odbyło się spokojnie i miękko, zaś po dobiegu zaraz odbył się następny lot samodzielny zgodnie z obowiązującymi procedurami szkoleniowymi. Zaraz po wyjściu z szybowca Łukasz musiał zadośćuczynić tradycji - otrzymać od instruktorów solidnego, ojcowskiego klapsa jako zaliczenie całego latania.

- Nigdy dotąd nie byłem szczęśliwszy. Wiem, co chcę realizować w życiu i jest to związane z lataniem, a szybownictwo traktuję z wielkim respektem i sentymentem jako pierwszy, poważny etap dalszego spełniania marzeń - tymi słowami podsumowuje swoją życiową przygodę Łukasz Wołejko.

Tekst i fot. Jarosław Kania
85
51