Wyszukiwarka

Aviateam.pl na Facebook

Ostrów kocha latanie

Kategoria: Lotnictwo cywilne Utworzony: 2013-05-19 Autor: Kania Jarosław

Podobnie, jak w zeszłym roku, udałem się w miłą podróż do Ostrowa Wielkopolskiego (konkretnie Michałkowa) na festyn lotniczy "Lotnisko bliżej miasta". To już trzecia edycja tego godnego uwagi wydarzenia. Kilometr za kilometrem uciekał spod kół i w końcu mogłem zawitać na lotniskowy parking. Nie kryję, że organizacja była wzorowa - żadnego miotania się z miejscem do pozostawienia auta, ludzie kompetentni na każdym stanowisku, czy to szosa, czy sam parking. Uprzejmi policjanci, których było naprawdę dużo, świetny przepływ informacji, zatem jak po sznurku podjechałem na miejsce, w którym mogłem spokojnie zostawić samochód. Nic już mnie bardziej nie interesowało niż same pokazy. Jeszcze po drodze odbiór identyfikatorów w biurze Aeroklubu Ostrowskiego. Tam same sympatyczne i ładne kobiety z uśmiechem podsuwały listę do podpisu. Czysta formalność i już stoję na płycie zapełniającej się powoli gośćmi - rodzinami, spotterami, ludźmi mającymi tu i teraz biznes - gastronomię i zabawki.

Na szczególną uwagę zasługiwały, jeszcze przed pokazami dynamicznymi, samoloty będące własnością słowackich gości, czyli grupy rekonstrukcyjnej "Retro Sky Team". Na razie była to tylko wystawa statyczna, ale już spore emocje wzbudził wśród publiczności sam trening - pierwszy wylot obserwowany przez publiczność. Próba generalna wyszła doskonale, zatem można było sobie ostrzyć zęby na najbliższe godziny, a przecież pokaz walk z II wojny światowej nie wyczerpywał programu ostrowskiej imprezy. Równie świetnie zaprezentował się słynny Jurgis Kairys, dla którego, jak podkreślał konferansjer, nie istnieje zjawisko grawitacji. Akurat znany Litwin - akrobata ma w sobie tyle ciepła i życzliwości, że tłumy na płycie lotniska szczególnie go sobie upodobały, skupiając się wokół niego i po autograf, i po zdjęcie, i po uścisk dłoni w podziękowaniu za emocjonujący pokaz. Co ciekawe, Jurgis Kairys tym razem nie latał swoim Su-26, ale zaprezentował się na maszynie o wdzięcznej nazwie "Juka" nawiązującej do pierwszych liter personaliów Litwina. Duże emocje wywołała próba generalna pokazu Kairysa i grupy akrobacyjnej "Air Bandits". Było to preludium przed właściwym pokazem na wielkopolskim niebie. Impreza cały czas się rozkręcała i wszyscy ci, których lotnictwo nie interesuje na tyle, by stać przy barierkach i patrzeć z gotowym do strzału aparatem w ręku, mogli znaleźć wiele innych atrakcji, zwłaszcza gdy pod ich opieką byli milusińscy. Wesołe miasteczko imponowało wielkością i mnogością spędzania czasu na istnych szaleństwach. Inne stoiska i namioty zapraszały do tego, by zjeść, wypić, odpocząć, zapisać się gdzieś, zapoczątkować coś być może wielkiego, będącego śmiałym krokiem w przyszłość. Sporym zainteresowaniem cieszyły się loty widokowe turbośmigłową Cessną 206. Zlatywały się też moje ulubione maluchy - samoloty kategorii UL. Wśród nich prym wiodły maszyny marki Pipistrel znane z wcześniejszych pokazów w różnych punktach naszego kraju. Niestety dwa punkty ostrowskiej imprezy były odwołane - przelot dwóch samolotów bojowych Su-22M4 i pokaz grupy akrobacyjnej "Żelazny". Spiker uzasadniał absencję samolotów wojskowych niesprzyjającymi, groźnymi wręcz burzami na trasie przelotu.

Nie ukrywam, że miałem lekkie poczucie straty, bo wojskowe "suczki" na pewno urozmaiciłyby hukiem silników odrzutowych pokazy w Ostrowie. Oddzielnym elementem pokazów były podniebne popisy Artura Kielaka. Obiecujący, polski akrobata zaprezentował się już nie w Ekstrze, ale w samolocie XtremeAir/Sbach 300. Zapał, luz, beztroska, jakie pokazał wszystkim obecnym, oczywiście też kunszt pilotażu i cuda na niebie - wszystko to pozwalało uznać tę sobotę za wyjątkową. Nadmiar mocy w tym samolocie jest tak duży, że pilot wydaje się jakimś poskromicielem nieokiełznanej bestii jak z filmów fantasy. Wśród wystawy statycznej największym powodzeniem cieszyły się dwa śmigłowce bojowe, które przyleciały z Pruszcza Gdańskiego - Mi-24 i Mi-2. Dużym problemem było zrobienie zdjęcia tym helikopterom, bowiem na palcach jednej ręki można było policzyć momenty, gdy kadłuba nie zasłaniał ktoś z publiczności. Ostatecznie cierpliwość się opłaciła i udało się zrobić szybko zdjęcia maszynom bojowym. Osobliwym momentem był pokaz wspaniałej maszyny o niewiarygodnych możliwościach lotnych - Carbon Cub SS. Pełna wdzięku prezentacja doczekała się mnóstwa braw, a lot na minimalnej prędkości, niemal na granicy przeciągnięcia pozwolił napawać się widokiem zaprzeczającym prawom fizyki. Z kolei niezniszczalny i wszechobecny wiatrakowiec Xenon śmigał po niebie - niepozorny, ale jednak zwracający uwagę.

Tym, co uspokoiło liczną publiczność i skłoniło do refleksji nad kruchością życia, był wzruszający pokaz video na telebimie upamiętniający tragicznie zmarłego w Płocku Marka Szufę. Dawno już nie widziałem tak zdumiewającego zjawiska - wyciszenia publiczności, gdy prezentowano postać wielkiego pilota i akrobaty samolotowego. Życie jednak wciąż toczy się, tworząc historię, a tę można było wyraźnie odczuć na własnej skórze, gdy do imitacji podniebnej walki stanęły samoloty ze słowackiej grupy "Retro Sky Team". Pokaz powietrznej walki połączony z wybuchami bomb na ziemi i potyczką piechoty pozwolił przenieść się choć na chwilę w czasie. Samoloty były pomalowane w oryginalne barwy wojskowe i okupanta, i obrońcy, a były to Zliny-526. Prace nad takim malowaniem można było zobaczyć niedawno na zdjęciach jednego z redakcyjnych kolegów. Oddzielnie pokazał się też M-18 Dromader, który z podłączona instalacją do oprysków przeleciał nad pasem, puszczając wodę już nie jak rok temu w akcji gaśniczej, ale opryskowej. O ile pokaz Dromadera był spokojny i stonowany, ukazując praktyczne zastosowanie statku powietrznego, o tyle pokaz samolotu Pitts S-2C Special był już czystym popisem. Samolot stworzony do akrobacji wspinał się na szczyty udowodnienia, że mocą koni mechanicznych i siłą nośną można dorównywać ptakom. Zaprezentował się też  Zlin Z-37 Čmelák, który niczym albatros wydaje się pokraczny na ziemi, natomiast w powietrzu sprawia, że każdy oglądający otwiera usta ze zdziwienia. Zwieńczeniem tego pięknego dnia był wieczorny popis Jurgisa Kairysa i "Air Bandits". Niestety wizja długiej drogi do domu sprawiła, że nie dane było mi oglądać mistrzowskich, wieczornych popisów. Z niezliczoną ilością zdjęć, szczęśliwy, ale zmęczony wsiadłem do auta i z pełną skrzydeł głową wróciłem do domu. Na usta ciśnie się proste pytanie: jak nie kochać tego, co się lubi?

Tekst i zdjęcia Jarosław Kania