Równo 10 lat temu w chłodny, czwartkowy dzień odbyła się smutna uroczystość nie tylko dla personelu lotniczego w Babich Dołach, ale również dla wszystkich, którzy byli z tą jednostką cywilnie związani.
- Niestety, takie są koleje służby - powiedział na
uroczystości kmdr ppor. pil. Czesław Bielawski, dowódca 28
Eskadry Lotniczej MW RP podczas pożegnania samolotów odrzutowych
MiG-21bis, jakie odbyło się 30 stycznia 2003 roku na lotnisku w Gdyni - Babich Dołach. Kmdr
Bielawski przypomniał wszystkim zebranym krótką historię tutejszego pułku.
"Zdarzało się, że przyszedł
niespodziewany rozkaz wykonania uderzenia na poligon. Przygotowanie
zajęło nam niecałą godzinę i już w sile 16 maszyn
bombardowaliśmy cele. Wtedy byliśmy groźnymi przeciwnikami.
Byliśmy najlepsi...Wtedy... i jeszcze wcześniej. To był przecież
34 PLM, strażnik Trójmiasta. Sformowany w 1952 w strukturze
Lotnictwa Marynarki Wojennej RP, od zawsze stacjonował w Babich Dołach.
Przekazany w październiku 1962 roku do WOPK, pozostał wierny zawsze
morzu. Do Lotnictwa MW RP powrócił w styczniu 1991 roku, a cztery lata
później w 1995 roku został rozformowany. Pozostał jednak w swoim
rodzinnym gnieździe jako eskadry A i B 1 Puckiego Dywizjonu
Lotniczego MW".
Na Babie Doły zawsze ciągnęli najlepsi w
lotniczym rzemiośle. Lotnictwo myśliwskie było tu obecne od 1948
roku, a samo lotnisko od 1942 roku. Połączenie pasji, ciężkiej
pracy i walorów sprzętu, jaki użytkował ten niezwykły pułk
sprawiło, że w organizowanych na przełomie wielu, wielu lat w
rożnego rodzaju zawodach, turniejach 34 PLM OPL MW, a później OPK
regularnie zdobywał nagrody dla najlepszej jednostki, najlepszych
pilotów czy najlepszych mechaników. Pułk ten wybierali także
prymusi Szkoły Orląt w Dęblinie, ppor. pil. Zdzisław Ostałowski (promocja
1952), ppor. pil. Andrzej Burzyński (promocja 1971) czy ppor. pil.
Ryszard Grzeliński (promocja 1986). Warto podkreślić przy okazji, że
właśnie w tym pułku swój "kosmiczny" kunszt osiągał wtedy
jeszcze kpt., zaś późniejszy kosmonauta gen. bryg. pil. Mirosław
Hermaszewski, który rzemiosła lotniczego uczył się od takich
pilotów jak: Leopold Stachowski, Jan Kmita, Aleksy Antoniewicz czy
Piotr Wiśliński. Niestety 30 stycznia 2003 roku stał się
datą definitywnego końca ery panowania samolotów odrzutowych na
lotnisku Babie Doły.
Nie było tego dnia okolicznościowych napisów
na samolotach i co gorsze nawet nie pokuszono się o jakiś wyjątkowy
specjalny grupowy przelot, nie było oficjeli ani telewizyjnych
kamer, a przecież odchodziła w przeszłość cała epoka - epoka
naddźwiękowych samolotów bojowych Lotnictwa Marynarki Wojennej RP.
Wszystko było w tym dniu tak, jak zawsze, z jedną różnicą - po
raz ostatni można było usłyszeć świst rozgrzewanej turbiny
poczciwego "ołówka". Niektórym pilotom tego dnia udało się
jeszcze wykonać swoje ostatnie, pożegnalne loty.
Zaszczytu tego
dostąpili: kmdr ppor. pil. Czesław Bielawski, kmdr ppor. pil.
Wojciech Łagódka, kmdr ppor. pil. Zbigniew Smutek, kmdr ppor. pil.
Andrzej Szczotka i kmdr ppor. pil. Sławomir Olczyk. Jednak zaszczyt
ostatniego w tym dniu lotu na "morskim 21" przypadł załodze w
składzie: kmdr pil. Andrzej Skalski - promocja 1972 - i kmdr ppor.
Bogusław Głąbski - promocja 1973. Po wylądowaniu inaczej niż
zawsze, zakołowali tym razem pod budynek portu lotniczego, gdzie
podczas uroczystej zbiorki całej eskadry, w obecności dowódcy
Brygady Lotnictwa Marynarki Wojennej RP kontradmirała Zbigniewa
Smolarka dokonano symbolicznego zamknięcia naddźwiękowej karty
dziejów lotnictwa morskiego. W
symboliczny sposób, przykładając dłoń do stożka poczciwego "ołówka" pożegnali się wszyscy piloci, którzy bezpiecznie
wykonywali swoje lotnicze zadania na tym wspaniałym samolocie.
Zniknęły
już na zawsze z naszego gdyńskiego nieba samoloty odrzutowe, które
wraz z pilotami tak wiernie służyły swojej jednostce i krajowi.
Część pilotów, która zdecydowała się pozostać w szeregach eskadry, przeszła kwalifikacje do wykonywania innych zadań. Zmuszeni
byli zamienić stery swoich poczciwych "ołówków" na stery
samolotów patrolowych i śmigłowców. Łącznie w 28 Eskadrze
Lotniczej było wtedy osiemnastu pilotów. Nowa sytuacja zmusiła ich
do podjęcia decyzji, czy zakończyć swoją służbę wraz z
samolotami odrzutowymi, czy też pozostać i kontynuować
służbę na innych typach statków powietrznych eksploatowanych na
lotnisku Babie Doły. Niestety nie wszyscy mieli możliwość wyboru,
bowiem nie dla każdego znalazło się miejsce w ramach
zreorganizowanej Brygady Lotnictwa MW RP. Dawno skończyły się czasy,
kiedy pilotów wojskowych z otwartymi ramionami witały linie
lotnicze. Choć były miejsca, gdzie ich bogate doświadczenie np. w
lotach nad morzem można było wykorzystać.
Takim ciekawym przykładem były losy kmdr ppor. pil. Sławomira Olczyka, którego praktyka w lotach nad morzem została doceniona w Straży Granicznej, gdyż nie było etatu dla niego w nowej strukturze LMW. Pojechał na rozmowę do Komendanta MOSG, choć był - jak mi kiedyś wspominał - sceptycznie nastawiony i pomimo że na początku tracił finansowo, miłość do lotnictwa zwyciężyła. Przeszedł wszystkie etapy kwalifikacji i został mianowany Naczelnikiem Wydziału Lotniczego. Przez 8 lat naczelnikostwa rozwinął wydział z jednej Mewy do Skytrucka i Anakondy. Skład etatowy powiększył się z 10 do 32 funkcjonariuszy i pracowników cywilnych. Tak oto z Babich Dołów trafił do Lotniczego Oddziału Straży Granicznej, którego został szefem. Dzięki temu mógł kontynuować swoją pasję latania nad morzem, stacjonując w Rębiechowie. Pozostała grupa pilotów, wśród których byli m.in.: Bogdan Kania, Roman Berski, Piotr Ziarko, Janusz Żytko, Ryszard Bladowski, Andrzej Szczotka, Krzysztof Pawlisz, Artur Jakubaszek, musiała rozpocząć naukę latania na nowych, zupełnie odmiennych od dotychczasowych maszynach. Latanie na samolotach odrzutowych było zupełnie czymś innym dla nich, niż na śmigłowcach czy transportowych Bryzach. Wiele nawyków musieli zmienić i wielu rzeczy uczyć się niemal od początku. Do dziś w szeregach Brygady Lotnictwa MW RP pozostało już niewielu z nich, którzy swoją wspaniałą, lotniczą przygodę rozpoczynali w 1986 roku (m.in. kmdr pil. Andrzej Szczotka, kmdr por. pil. Ryszard Bladowski czy kmdr ppor. Janusz Żytko). Oby jak najdłużej trwała ich przygoda z lotnictwem zapoczątkowana w jednym z najlepszych pułków w Polsce.
Tekst i zdjęcia Krzysztof Kirschenstein