Wyszukiwarka

Aviateam.pl na Facebook

Niezapomniany pokaz por. pil. Zbigniewa Możdżana

Kategoria: Piloci dla reszty świata Utworzony: 2011-07-03 Autor: Kirschenstein Krzysztof

Do pokazu indywidualnego, który ma zaprezentować możliwości bojowe i pilotażowe samolotu myśliwskiego typu Lim, został wytypowany dowódca III eskadry por. pil. Zbigniew Możdżeń, który od 26 lipca 1957 roku jest w gdyńskim pułku, a już po tak krótkim czasie został obdarzony zaufaniem przez swoich przełożonych. Dzięki temu mógł reprezentować gdyński pułk Lotnictwa Marynarki Wojennej w pokazie indywidualnym podczas uroczystości 10-lecia Święta MW. W tej sytuacji, która była mu notabene na rękę, por. Możdżeń zaraz wziął się do pracy, aby zapoznać się dokładniej z typem samolotu, na jakim będzie miał wykonać specjalnie przez siebie i przełożonych dobrane figury. Pilot musiał wcześniej oblatać kilka samolotów Lim-2. Spośród nich miał wyłonić maszynę, której silnik najdłużej wytrzyma w locie odwróconym prawie 30 sek. Istniał taki wymóg, gdyż w swoim programie pilot miał wykonać odlot z pokazu właśnie w takiej figurze, prezentując wcześniej beczki sterowane; trzeba zaznaczyć, że przy wprowadzaniu samolotu w położenie plecowe silnik zazwyczaj nie wytrzymywał 20 sek. i często się wyłączał. Młody porucznik, mając już niemałe doświadczenie z samolotem Lim, gdy latał wcześniej w 3 PLM, wiedział, że teraz przyszedł odpowiedni czas na to, aby pokazać, na co go stać nie tylko swoim przełożonym, ale też publiczności i wyższym władzom państwowym. Tych rzecz jasna nie mogło zabraknąć na tak znamienitej uroczystości. Była to doskonała okazja, by zachwycić wszystkich obserwatorów swoimi umiejętnościami. Przystąpił do treningu po wcześniejszym uzgodnieniu z dowództwem, które nalegało, aby por. Możdżeń wykonał jak najlepszy pokaz, wykonując m.in. figurę „ósemki” w pionie, następnie kilka zwrotów bojowych, przewrotów na górkach i odlot w położeniu plecowym ze sterowanymi beczkami. Podczas trenowania i sprawdzania poszczególnych maszyn por. Możdżeń zdołał trafić na samolot, który był w stanie pracować w odwróconej pozycji niemalże aż do oczekiwanych 30 sek., co było prawdziwym ewenementem! Po wyborze samolotu, którym okazał się Lim-2 o nr 1103, por. pil. Zbigniew Możdżeń przystąpił do treningu. Mozolne treningi i wielki wysiłek w każdym locie ćwiczebnym doprowadziły działania pilota niemalże do perfekcji.

Jest 7 września 1958 roku; piękne, niedzielne popołudnie. Pogoda tego dnia wymarzona, słońce i gdzieniegdzie tylko małe chmurki, które tylko dodają uroku miejscowości nieopodal Gdyni, gdzie stacjonuje gdyński pułk marynarki wojennej. Na lotnisku od samego rana trwa nieustanna gorączka spowodowana przygotowaniem się pilotów oraz służb technicznych do pokazów lotniczych, które uświetniają uroczystość z okazji 10-lecia powstania Lotnictwa Marynarki Wojennej. Nadchodzi upragniona chwila dla młodego, ale już doświadczonego w takim lataniu por. pil. Zbigniewa Możdżana. Za chwilę wystartuje on z macierzystego lotniska w celu wykonania akrobacji nad lotniskiem w Gdańsku-Wrzeszczu. Start nastąpił z kursem wschodnim 136 w kierunku Helu, gdyż na półwyspie jest WPT (Wyjściowy Punkt Trasy) dla wszystkich biorących udział w pokazach. Por. Możdżeń nabiera wysokości 1000 metrów. Po wejściu na nakazaną wysokość pilot wykonuje zwrot, kierując się na Gdynię, Sopot, następnie na Gdańsk – Wrzeszcz, gdzie spokojnie lecąc, czeka na komendę wejścia na lotnisko pokazów. Przed nim lata trzech jego kolegów i po ich odejściu ma 30 sekund, aby znaleźć się nad płytą. Po chwili pada komenda, po której pilot ma pokazać to, co ma w sobie najlepszego. Por. Możdżeń zniża się do kilkunastu metrów nad wodę, biorąc sobie za wysokość skarpę, na której leży lotnisko; zamierza zejść jak najniżej i zaskoczyć widownię, która najprawdopodobniej niczego takiego się nie spodziewa. Dając jeszcze manetkę gazu do przodu, pilot kątem oka dostrzega już jednolitą płaszczyznę morza. Kieruje już teraz wzrok tylko na skarpę i na jej wysokość, aby wyjść idealnie w oś pasa w locie koszącym. W tym momencie słyszy już w słuchawkach kierownika lotów (KL): „Za nisko idziesz, za nisko, daj wyżej, wyżej.” Por. Możdżeń wchodzi nad pas prawie z prędkością 1000 km/h, a wysokość swoją określił według poziomu głów stojącej w połowie pasa publiczności. W tym momencie pilot oburącz ciągnie drążek sterowy na siebie. Samolot załamuje linię lotu prawie pod kątem prostym, a ze skrzydeł puszczają się białe warkoczyki skondensowanego ogromnym ciśnieniem powietrza. Przeciążenie w tym momencie jest ogromne, wywołując całkiem zrozumiale przy takim błyskawicznym manewrze ciemne plamy przed oczyma pilota. Jego specjalnie dobrany Lim-2 wspina się z ogromną szybkością w przestworza, zaś po chwili porucznik przechodzi na plecy i wytraca prędkość do 590 km/h. Kolejny raz następuje wyjście w górę, ale już do pełnej pętli. Pilot skupia uwagę na koordynacji sterów, która w tym momencie musi być idealna; by nie wpaść w korkociąg, pilot całą siłą ściąga ster, trzymając orczyk nieruchomo. Walczy z całych sił, aby jego samolot przeszedł przez górny punkt krytyczny. Po chwili por. Możdżeń czuje, jak na granicy lotności jego samolot na plecach zaczyna pochylać nos do ziemi. Silnik dudni pompażem. Po nabraniu szybkości lotnik sprawdza swoje położenie, które jest, jak widzi, idealne w osi pasa startowego. Wali z góry w dół. Ściągając drążek na siebie, nie może dopuścić do utraty wysokości. Wyprowadza swojego niezawodnego Lima na 1200 metrów i obraca go na plecy. Ubierając całkowicie obroty, por. Możdżeń ciągnie mocno i bardzo płynnie. Na tej wysokości nie może sobie pozwolić na najmniejszy ześlizg, przeciągnięcie. Samolot dochodzi do 90 stopni. Stery są w położeniu optymalnym i każda korekta mogłaby spowodować tylko pogorszenie sytuacji. Teraz wszystko zależy od właściwości aerodynamicznych samolotu i od... wielu niezależnych od pilota rzeczy. Prowadzący samolot pilot z zapartym tchem obserwuje przyrządy, czekając, kiedy minie ów straszny kąt. Napięcie sięga zenitu i nerwy osiągają granicę wytrzymałości. Po nieskończenie wlokących się sekundach pilot zauważa, jak wreszcie nos samolotu dochodzi do horyzontu. Poczucie ulgi wyzwala dodatkową energię - znowu pełen gaz i zejście do poziomu głów stojącej na ziemi publiczności. Teraz już tylko wiraże, przewroty na górkach i jeszcze kilka dodatkowych elementów, aby uatrakcyjnić i tak już niesamowicie dynamiczny i zarazem brawurowy pokaz kunsztu pilotażu.

Po przejściu nad pasem por. Zbigniew Możdżeń oddala się nad morze, robiąc efektowny wiraż na paru metrach. „Rysując" niemalże skrzydłem po falach, obiera ponownie kurs na lotnisko pokazu. Nad początkiem lotniska odwraca samolot na plecy i w tym położeniu przelatuje prawie pół pasa. Pilot odpycha drążek od siebie, przechodząc na wznoszenie, zaś później na wysokości 500 metrów wykonuje łańcuch sterowanych beczek, niknąc ostatecznie w błękicie. Po wykonaniu pokazu por. pil. Zbigniew Możdżeń odleciał na macierzyste lotnisko w Babich Dołach, gdzie zaraz po wylądowaniu otrzymał reprymendę od samego dowódcy pułku kmdr ppor. pil. Bronisława Siwego. Kilka minut wcześniej zwrócił też uwagę na pokaz sam dowódca Lotnictwa MW kmdr por. pil. Bogdan Pałuczak, pytając kpt. pil. Henryka Wojteckiego, który był w tym czasie na SD, o nazwisko pilota wykonującego tak niebezpieczny pokaz. Tym samym uświadomił pilotowi, kto był na trybunie honorowej. Wysokość przelotów była w granicach 50 metrów, a por. Zbigniew Możdżeń latał niemalże na wysokości głów! Ku wielkiemu zdziwieniu naszych dowódców gen. Stanisław Popławski odezwał się do kmdr Pałuczaka, pytając go, kim jest ten pilot, jak on to zrobił, odlatując na plecach i wlokąc po betonie ogon samolotu. Klaszcząc i mówiąc: „Ot mołodiec!”, pytał kmdr Pałuczaka „Odkuda on?” Kmdr Pałuczak, zaskoczony i zarazem zdenerwowany, że w pierwszej chwili nie wiedział, co odpowiedzieć, w końcu, jąkając się, odpowiedział "Eto komandir eskadrylli z morskogo istrebitelnego pułka”. „Nu ładno” - przerwał kmdr Pałuczakowi gen. Popławski. „Tak wy jemu od mienia 2000 zł nagrody potomu, szto eto haroszij lotczik".

PS. Ciąg dalszy nastąpi...

Tekst Krzysztof Kirschenstein

Zdjęcia z archiwum autora