Na
początku lat 80-tych szkolenie w 34.
PLM OPK było
prowadzone najlepiej w całym kraju co można było zaobserwować np.
w kolejnych odsłonach organizowanych ćwiczeń na szczeblach
Korpusów. Szkolono pilotów promocji 80 i 82, którzy w tym czasie
już przymierzani byli do egzaminów na 1 klasę pilota wojskowego.
Tak po latach wspomina tamten okres kmdr
ppor. pil. rez. Wiesław Krawczyk - "Rzeczywiście
wyprzedzaliśmy w szkoleniu nie tylko kolegów promocyjnych z innych
jednostek myśliwskich, ale nawet kilka wcześniejszych promocji".
Nie
da się ukryć,
że za tym wszystkim stał dowódca
34.
PLM OPK -
ppłk dypl. pil. Jerzy Pacześniak, którybył
postaciąniezwykle
barwną
i kontrowersyjną.
Pułkiem dowodził dynamicznie i dużo brał na siebie co podobało
się prawie wszystkim. W
tamtym okresie szwankowało
mocno
szkolenie ogólnowojskowe, ale
Pacześniak stawiał na lotnictwo, a nie na musztrę. Priorytetem
dowódcy
było wyszkolić jak najszybciej promocję 82.
Młodych
pilotów
promocji 82
często angażował
w ćwiczeniach taktyczno-bojowych. Jednym
z nich był ppor.
pil. Wiesław Krawczyk, który
po latach tak
wspomina udział w bardzo ważnych ćwiczeniach. "W domku
pilota
oczekiwaliśmy
od wczesnych godzin porannych na start celem wykonania zadań na
których miały być realizowane walki powietrzne i przechwycenia z
lądowaniem na obcym lotnisku. Niestety warunki atmosferyczne
panujące w tym czasie nad północną Polską (burze i silne opady
deszczu) powodowały ze dowództwo Korpusu z godziny na godzinę
odkładało rozpoczęcie działań w powietrzu. Późnym popołudniem
warunki poprawiły się na tyle, że zdecydowano się na realizowanie
wcześniej zaplanowanych zadań.
Ku
zdziwieniu wszystkich kazano nam startować tuż przed końcem dnia.
Na MiG-ach nie latało się w nocy, parami, ze względu na
umieszczenie świateł pozycyjnych nie widocznych dla prowadzonego.
Ale dowódcy pułku bardzo zależało na opinii i co za tym idzie na
awansie. Było to z korzyścią dla naszego szkolenia".
Po
długim oczekiwaniu personel lotny otrzymał zgodę i piloci
wystartowali w grupie 12 samolotów do wykonania zadań. Wiesław
Krawczyk
- "Jako
ostatnia para kołowaliśmy z Jurkiem Babierzem. Będąc coraz bliżej
pasa startowego przyglądałem się startującym w strugach deszczu
kolegom i podnoszącym się za ich samolotami pióropuszem wody. Nie
było mi do śmiechu, wiedząc, że Jurek ma mniejsze doświadczenie
ode mnie, a ja słabe w prowadzeniu pary".
W trakcie wykonywania zadań warunki atmosferyczne znowu się
pogorszyły. Zdecydowano się na lądowanie na zapasowym lotnisku 62.
PLM OPK w Kąkolewie. Całą grupą dowodził ppłk pil. Bronisław
Piech, który wylądował na tym lotnisku wcześniej z por. pil.
Ryszardem Strzałą samolotem TS-11 Iskra. W czasie budowania manewru
do lądowania w rejonie lotniska, z każdą minutą pogarszały się
warunki atmosferyczne (zrobiło się ciemno po deszczu i zaczęła
wychodzić mgła). Powagi sytuacji dodawał fakt, że piloci
podchodzili do lądowania z małą ilością paliwa i nikt z nich nie
brał pod uwagę możliwości odejścia na inne lotnisko zapasowe. W
tym czasie poznański pułk przebywał na przebazowaniu w m.
Konkolewo, ale tego dnia lotów już nie wykonywał. Przebywający w
tym czasie na stanowisko "KL" ppłk Piech otrzymał informacje, że nie
działają reflektory APM. Wtedy padły pamiętne słowa ppłk Piecha
do oficera z obsługi lotniska "oni
wylądują przy własnych"
i rozpoczął sprowadzać grupę młodych
pilotów na
lotnisko.
Kmdr
ppor. pil. Wiesław
Krawczyk
- "Lot
po trasie był bardzo spokojny, ale podczas zbliżania do Kąkolewa,
nawigator uprzedził nas, żeby podchodzić do lądowania z prostej
bo pod chmurami robi się ciemno i wychodzi mgła. Po przejściu na
kanał lotniskowy podniosło mi się ciśnienie, gdy usłyszałem
komendy radiowe. Po zgłoszeniu naszej pary podałem, że będziemy
lądować z prostej i Jurek będzie lądował jako pierwszy.
Pamiętam, że po przelocie dalszej radiolatarni długo wypatrywałem
pierwszych świateł i gdy je zobaczyłem podano mi odległość 1800
metrów. Było już po zmroku, mgła nie pozwalała niczego zobaczyć,
światła pasa ledwo się żarzyły. Ciemność zapadła bardzo
szybko i nie mogłem ocenić kiedy nastąpi koniec pasa i gdzie jest
droga kołowania".
Z
kolei tak po latach wspomina ten dzień kmdr ppor. dypl. pil. rez.
Stanisław
Felner "Na
prostej do lądowania, na przeciwległym końcu pasa zachodziło
słonce i nic nie widzieliśmy, więc słuchaliśmy ppłk Piecha, a
ten mówił do nas spokojnie. - obroty, obroty, trzymaj, trzymaj,
...a potem
TERAZ i wtedy było przyziemienie i tak 12 razy!.
W
12 - osobowej grupie większość pilotów była z promocji 82.
Wszyscy z wielkim trudem w gęstej mgle, jeden za drugim wkołowywali
na płaszczyznę postoju samolotów. Wysiedli, zdjęli kombinezony, a
na pagonach pojawiły się dwie gwiazdki. Wtedy piloci 62. PLM z
Poznania pytali się z jakiego cyrku Ci przylecieli!".
Swoimi wspomnieniami z tego dnia podzielił się także kpt. rez.
pil. Bogusław Bieniek. "Widzieliśmy
zdziwienie na twarzach gospodarzy po wyjściu z autobusu, którego
kierowca prawie zabłądził w mgle, ponieważ zobaczyli prawie
samych podporuczników".
W tym emocjonującym lądowaniu brali udział: kpt.
pil. Stanisław Pietraszkiewicz, por. pil. Marek Skupiński, ppor.
pil. Stanisław Felner, ppor. pil. Bogdan Gazarkiewicz, ppor. pil.
Sławomir Guzowski, ppor. pil. Krzysztof Tabiszewski, ppor. pil.
Marek Tarka, ppor. pil. Wiesław Krawczyk, ppor. pil. Jerzy Babiarz,
ppor. pil. Paweł Czeczotko, ppor. pil. Czesław Bielawski i ppor.
pil. Bogusław Bieniek. Po wylądowaniu babiedolskich
pilotów
odbyła się odprawa personelu latającego. Tak
po latach wspomina
ją
kmdr
ppor. pil. rez. Wiesław Krawczyk - "Gdy
weszliśmy na salę odpraw miejscowi byli zdumieni, że nikt przy
takiej mgle nie odszedł na lotnisko zapasowe. Spostrzegli nasze
młode twarze iprzyjrzeli
się stopniom - oniemieli i nie mogli uwierzyć, w to co widzą. Nasi
koledzy z promocji, których też nie brakowało w szeregach
poznańskiego pułku, byli daleko za nami w szkoleniu i bardzo nam
zazdrościli, że nas dopuszczają do tak trudnych warunków, i że
dajemy sobie z tym radę".
Ze względu na bardzo złe warunki atmosferyczne (mgła) odlot
nastąpił następnego dnia przy nie co lepszych już warunkach, choć
gospodarze wciąż obawiali się o pogodę. Ppłk pil. Bronisław
Piech z-ca dowódcy ds. szkolenia 34. PLM OPK po długich
namowach
otrzymał zgodę na start, po czym ustawił całą dwunastkę na
pasie, i parami na sygnał - samoloty odrywały się od pasa. Dla
pilotów z Poznania było to coś co wprawiło ich w niecodzienne
zdziwienie, gdyż oni z tego pasa nigdy wcześniej nie startowali
grupowo! Szef
sztabu eskadry mjr
rez. Henryk Gniech również bardzo dobrze wspomina okres kiedy
dowódcą 34 pułku był ppłk Pacześniak - "Przebazowanie
do Wdzydz w 1983 roku pokazało jak z powodzeniem można realizować
plan szkolenia młodych pilotów, nie zaniedbując pozostałych
pilotów. Właśnie na tym przebazowaniu przeżyłem trudne i piękne
chwile związane z lotnictwem. Niewątpliwie do trudnych zaliczam
słynny lot z choinką samolotu na 8604 i jego konsekwencje, a do
przyjemnych - pełne poznanie możliwości młodych pilotów z 2
eskadry. Jednocześnie poznałem na czym polega twarde dowodzenie
pułkiem. Widziałem jak meteorolog "podnosił" pułap, jak "rozbudowała" się mała chmurka w dniu imienin Czesława, jak
dobitne słowa na zbiórce postawiły niektórych na nogi. To właśnie
było barwne w naszym stylu życia na przebazowaniui
pokazywało jak "trudną" postacią był Jurek Paceześniak.
Jednak nikt nie cierpiał z nadmiaru lotów bo wiedział że weekendy
spędzi w domu".
c.d.n
Tekst Krzysztof Kirschenstein
zdjęcia zbiory autora