Trwamy w długim zimowym czasie - czasie refleksji i oczekiwania na zbliżające się Święta Bożego Narodzenia. Aby umilić nam ten czas, chciałbym dziś przywołać wspomnienia mojego kolejnego zacnego kolegi z Morskiego Klubu Seniorów Lotnictwa oddział w Gdyni, który pełnił służbę w szeregach lotnictwa morskiego, dzieląc się wrażeniami ze swojej wizyty, która miała miejsce 30 lat temu na Antarktydzie. Musze przyznać, że przedstawiam je ze szczególnym pietyzmem - mając świadomość, że ten kolejny materiał wspomnieniowy, ubogaci naszą wiedzę o tych nietuzinkowych ludziach i ich pasjach. Wszak żyjemy w kraju ogromnych tradycji kulturowych i tych lotniczych również, o czym warto na każdym kroku przypominać, mówić i pokazywać to, co dobre i wartościowe. Pamiętajmy, że z czasem ten potencjał się wypala i gaśnie jak świeca na wietrze. Dlatego nie zapominajmy iż w tym wyścigu z czasem, jaki jest nam dziś serwowany, warto zawsze i wszędzie podkreślać naszą narodową kulturę, społeczną, rodzinną -narodowe tradycje i niezwykłą historie, okraszając je wspaniałymi jeszcze wspomnieniami.
Minęło 40 lat od
III
Wyprawy Antarktycznej Polskiej Akademii Nauk na stację im. Henryka
Arctowskiego 1978/79 polskie śmigłowce
Mi-2 pilotowane
przez polskich pilotów, wzniosły się nad Antarktydą po raz
pierwszy. Śmigłowce
były zakupione przez P.A.N w PZL-Świdnik. Użycieśmigłowców
zdecydowanie polepszyło warunki pracy oraz bezpieczeństwo
grup naukowych,
szczególnie tych pracujących
poza terenem stacji. Śmigłowce
wykorzystywano w III-ciej 1978/79
i V-tej 1980-81
Wyprawie Antarktycznej na stacji im. H. Arctowskiego, KING GEORGE,
SZETLANDY POŁUDNIOWE.
Dwa miesiące trwało przygotowanie (szkolenie teoretyczne i praktyczne) w kraju z lotami włącznie, które prowadziło Dowództwo Wojsk Lotniczych. Po tym szkoleniu byliśmy przygotowani do wykonania każdego zadania w każdych warunkach atmosferycznych w dzień i w nocy nad lądem i morzem oraz w górach. P.A.N zakupiła 4 śmigłowce, 2 na stacje im. H. ARCTOWSKIEGO i 1 na stację im. DOBROWOLSKIEGO. Śmigłowce, jak i cała III Wyprawa Antarktyczna zostały przetransportowane statkiem m.s. Antoni Garnuszewski. Wyjście z portu Gdynia 5.11.1978 roku. Przybycie na stacje ARCTOWSKI 4.12.1978r. Powrót do kraju - Gdynia 15.05.1979r.
Kierownik Wyprawy - Kierownik Polskiej Stacji Arktycznej doc. dr. hab. Stanisław Rokusa-Suszczewski.
Skład
grupy lotniczej III Wyprawy Antarktycznej na stacje im. H.
ARCTOWSKIEGO to; piloci:
por. mar. Józef Litwin, por. mar. Wojciech Kurzyński z Lotnictwa
Marynarki Wojennej. Obsada techniczna do obsługi sprzętu
lotniczego; mjr inż. Władysław Parzygnat, st. sierż. Mieczysław
Naruszewicz i st. sierż. Józef Kokot z Wojsk lotniczych. Po
wykonaniu przez nas samych dwóch
stoisk pod śmigłowce z płyt betonowych już 8.12.1978r.
rozpoczęliśmy montaż śmigłowców. 12.12.1978r. o godz.
20.00-20.35 załoga w składzie; por. mar.
pil. Józef Litwin i mjr
inż. Władysław parzygnat na śmigłowcu Mi-2 nr SP-SPT wykonała w
dzień pierwszy lot - oblot śmigłowca oraz zapoznanie się z
rejonem nad ANTARKTYDĄ w warunkach polarnych. Lot trwał 35 minut do
wysokości 2000 metrów. Pogoda: "DZWA", zachmurzenie 4/10, podstawa
chmur 800 metrów, widzialność 20km. Po lądowaniu i zatankowaniu
paliwem, drugi lot o godz. 21.15-22.00 z kierownikiem Wyprawy dc.
Stanisławem Rakusem-Suczewskim w celu zapoznania się z rejonem. Lot
trwał 45 minut. Kolejny lot odbył się również w "DZWA". Były
to pierwsze loty nad Antarktydą wykonywane przez polskich pilotów
na śmigłowcach. Do tej pory nad Antarktydą z tego co mi wiadomo
wykonywało loty tylko 4 pilotów na polskich śmigłowcach; Litwin,
Kurzyński - dwukrotnie, Opoka, Bieniasiewicz. Loty wykonywaliśmy
do 23.02.1979r. Na 84 dni pobytu na stacji 54 dni były dniami
lotnymi. Nalot to ponad 136 godz. Mój osobisty to 152 loty w czasie
86 godz. Podczas lotów, łączność ze stacją utrzymywaliśmy za
pomocą stacji radiowej R-809 z wysokości powyżej 600 metrów. Nie
posiadaliśmy żadnych środków ubezpieczenia lotów. Podczas lotów
osiągnąłem wysokość 5350 metrów, a Mi-2 ma dopuszczalną w
instrukcji 4500 metrów bez instalacji tlenowej. Śmigłowce Mi-2 w
tym klimacie zdecydowanie mniej zużywały paliwa. Pogoda bardzo
szybko zmieniała się z dobrej na złą i odwrotnie. Nasze loty
sprowadzały się do takich zadań jak; transportowe (przewóz ludzi
i sprzętu w teren na lodowce w góry oraz na inne stacje polarne
ZSRR, Chile, Argentyny, Anglii).
Transport ładunków na zaczepie zewnętrznym (foki i lód na
paletach oraz sanie polarne). Fotografowanie w tym zdjęcia lotnicze
z rożnych wysokości, aż do 5000 metrów.
Loty
nad Antarktydą
były wielką ciekawością,
a zarazem niewiadomą.
Nikt z nas do tej pory nie latał w tym rejonie, ani w takich
warunkach atmosferycznych śmigłowcem
Mi-2 (choć
testy Mi-2 przechodziły
w podobnych warunkach na terenie ZSRR). Po
przybyciu na stacje Polarną P.A.N im. H. Arctowskiego zostałem
urzeczony pięknem, a zarazem surowym i groźnie wyglądającym
krajobrazem. Z ogromną niecierpliwością czekaliśmy na chwile,
kiedy będzie można wystartować i zobaczyć to wszystko z góry. Po
dotarciu na miejsce od razu wzięliśmy się za przetransportowanie
śmigłowców ze statku na ląd, przygotowaniu stoisk oraz
przygotowaniu śmigłowców do lotów przez nasz personel techniczny.
Pierwsze loty wykonaliśmy wraz z kolegą Wojciechem Kurzyńskim 12
grudnia 1978 roku. Pierwszego lotu zapewne nigdy nie zapomnę.
Wykonałem go z wielkim przeżyciem i wrażeniami. Najpierw po
starcie byłem mocno skupiony nad pracą urządzeń w śmigłowcu.
Kiedy się już przekonałem o tym, że wszystko pracuje właściwie,
a parametry pracy silników i pozostałych urządzeń są właściwe,
i działają bez zastrzeżeń, zacząłem oglądać rejon z góry.
Jaka tam była wspaniała widzialność, o wiele większa niż u nas,
no i krajobraz, góry lodowe, lodowce. Wspaniałe wrażenie sprawiał
lot nad lodowcami, nad szczelinami lodowców, gdzie występowały
dość silne zawirowania powietrza. Natomiast nad gładkimi lodowcami
trudno było określić wysokość wzrokowo. Trzeba było pilnować i
kontrolować wg radiowysokościomierza. Przypomnę, że na stacji nie
było żadnych środków radiotechnicznych oraz ubezpieczenia lotów.
Śmigłowce nasze spisywały się bardzo dobrze w tych polarnych
warunkach klimatycznych, zdecydowanie mniej zużywały paliwa, nigdy
nie zawiodły nas z przyczyn technicznych. Były sytuacje, że
silniki wyłączałem na lądowiskach i zawsze uruchamiałem bez
problemu (choć na pokładzie miałem zapasowe akumulatory). Była
raz taka sytuacja, że wracając do bazy był dość silny wiatr. Po
wylądowaniu i wyłączeniu silników oraz zakotwiczeniu śmigłowca
dowiedziałem się, że w porywach wiatr wiał powyżej 25m/sek.
Natomiast podczas lotów gdy pogorszyła się widzialność podczas opadu śniegu do 500
metrów, loty wykonywaliśmy na wysokości 10-20 metrów, trzymałem się brzegu, opady śniegu podczas lotów były
rzadko spotykane i krótkotrwałe. Zawsze można było wylądować w
terenie i przeczekać, lecz nigdy do takiej sytuacji nie doszło na
szczęście. Nad stacją podczas fotografowania osiągnąłem
wysokość 5350 metrów. Zdjęcia wykonane były z wysokości 5000.
Było wielką satysfakcją latać tutaj oraz mieć ogromną
satysfakcję, że wykonaliśmy wszystkie postawione przed nami
zadania rzetelnie i bezpiecznie. Wykonywanie tam lotów było
wspaniałą przygodą jaką przeżyłem w życiu - wydaje się, że
to niedawno, a to niestety już 30 lat. Szkoda, że nie można tego
powtórzyć...
Dziękuję naszemu klubowemu koledze - kmdr. por. pil. w st. spocz. Józkowi Litwinowi za tak ciekawą relacje z tego niecodziennego wydarzenia, która mam nadzieje na długo utrwali się w naszej pamięci.
uwagi: DZWA - Dzień Zwykłe Warunki Atmosferyczne
P.A.N - Polska Akademia Nauk