W
okresie letnim 30 PLSz MW wykonywał dużo ciekawych zadań. Jedno z
nich, które odbyło się 12 maja 1967 roku opisuję w końcowej
części artykułu. Loty na poligon morski w ramach szkolenia na "klasę" piloci rozpoczynali po przeszkoleniu elementów
zastosowania bojowego na poligonie lądowym. Elementów było dużo
np.: strzelania, bombardowania z różnych kątów o zmroku w nocy i
o świcie, pojedynczo, parą czy kluczem. Po przeszkoleniu rozpoczęły
się loty treningu ciągłego dla podtrzymywania nawyków i loty
taktyczno - bojowe. Ponadto istniał obowiązek wykonywania
określonej ilości elementów dla podtrzymywania klasy na dany rok.
Dowódcą 30 PLSz MW od 4 kwietnia 1963 roku został kmdr por. pil.
Zdzisław Smyk.
Warto tutaj od razu napisać, ze w owym czasie w
pułku prowadzone było intensywne szkolenie lotnicze, w wyniku
którego przy dobrym współdziałaniu uzdolnionych oficerów
personelu kierowniczego już w 1969 roku wszyscy piloci uzyskali I
klasę pilota przy 100-procentowej obsadzie etatowej. Wśród
wyróżniających się pilotów byli: dowódca pułku kmdr por. pil
Zdzisław Smyk, szef bezpieczeństwa lotów kmdr ppor. pil Bolesław
Serafin, szef strzelania pow. kmdr ppor. pil Henryk Staszewski,
dowódca 1 eskadry kpt. pil. Stanisław Bodzak, dowódca 2 eskadry
kpt. pil. Tadeusz Szostek oraz dowódca 3 eskadry kpt. pil. Stanisław
Bednarek. Kolejnymi pilotami, których personalia trzeba wymienić,
bo w pełni na to zasłużyli, byli instruktorzy: kpt. pil. Wiesław
Mikunda, kpt. pil. Józef Janiewski, por. pil. Kazimierz Witkowski,
kpt. pil. Hieronim Rypiński, por. pil. Eugeniusz Skubij, kpt. pil.
Józef Młynarczyk, por. pil. Marian Łaba, kpt. pil. Zdzisław
Ławecki, kpt. pil. Jerzy Kawecki, kpt. pil. Ryszard Radzikowski,
por. pil. Włodzimierz Sztark, kpt. pil. Wacław Żukowski, por. pil.
Kazimierz Adamczyk, kpt. pil. Eugeniusz Teodoruk, kpt. pil. Edward
Kuper, kmdr ppor. pil. Stefan Rajnik latający wcześniej w 34 PLM MW
i wielu innych. W tym miejscu chciałem opisać loty nocne na poligon
morski, które odbyły się 12 maja 1967 roku. Nocne loty na poligon
morski w Zatoce Puckiej miały swój niecodzienny urok, gdyż
nacechowane były elementem tajemniczości, która kryła się w
mrokach nocy.
Mimo że odbywano takie loty od niemalże zawsze w
historii lotnictwa, samo zjawisko nocy, wczesnego świtu i zapowiedź
wciąż takich samych, ale nie tych samych doświadczeń wzbudzała
napięcie i niecierpliwe oczekiwanie na czas lotniczego, myśliwskiego
spełnienia choćby w postaci treningu. Warto zaznaczyć tutaj, że
zadania strzelań nocnych rozciągnięte były w czasie kilku
tygodni. Odbywały się one w miesiącach, kiedy panowały krótkie
noce, czyli w maju, czerwcu, lipcu. Każdorazowo wszelkie zadania
poprzedzane były w przeddzień naziemnym przygotowaniem całego
personelu lotniczego. W dniu następnym z odpowiednim wyprzedzeniem z
siemirowickiej jednostki na lotnisko Babie Doły wyruszał kierownik
lotów poligonu, aby zaznajomić się z przygotowaniem poligonu do
nocnych ćwiczeń. Na Babie doły KL leciał z Cewic samolotem Lim
lub TS-8 Bies z odpowiednim wyprzedzeniem czasowym. Później
przesiadał się na motorówkę z komendy portu, która wiozła go w
rejon celi. Na celach KL zapalał beczki z ropą i odpływał na
odległość 600 metrów. Celami morskimi były zatopione wraki
kutrów, małych statków, które były rozmieszczone wzdłuż
Mierzei Rybitwiej na Zatoce Puckiej.
Kiedy KL był już na
wyznaczonej dla siebie pozycji, przekazywał wiadomość do Cewic o
gotowości poligonu do działań. Warto zaznaczyć tutaj, że zadania
ze względu na odmienną specyfikę miały różnoraki stopień
trudności zwalczania celów, ich identyfikacji i określania
odległości do niego. Dodatkowo takie ćwiczenie było spotęgowane
emocjami. O zmroku i świcie cele był nieoświetlane i zlewały się
z tłem. Dodatkowym utrudnieniem dla pilotów wykonujących tego typu
ćwiczenia był fakt, że często o zmroku występowały zamglenia.
Piloci musieli być bardzo mocno skoncentrowani i solidnie
zmotywowani, aby nie ostrzelać kierownika lotów. Po zmroku już w
nocy zaczęły się strzelania z oświetleniem celów bombami
oświetlającymi. W rejon poligonu leciało 5 samolotów w potoku,
jeden za drugim w odstępie od 1,5 do 2 km. Potok nadlatywał w
ustalonej kolejności nad cel. Na komendę KL piloci włączali
kolejno uzbrojenie. Ostatni, piąty samolot zrzucał bomby
oświetlające i jako ostatni zajmował miejsce w kręgu. Bomby
wybuchały i z nich wysypywały się roje świecących flar, które
na spadochronach, powoli opadając, oświetlały rejon ataków. W tym
czasie załogi ostrzeliwały zatopione wraki. Z racji tego, iż były
to dość emocjonujące loty, lubiła je większość pilotów. Tak
wspomina te ćwiczenia ich uczestnik,
kpt. pil. Andrzej Małecki: "Po
zrzuceniu ładunków i strzelaniach załogi wracały na lotnisko.
Potem startowały kolejne grupy, bo elementy zastosowania bojowego
potrzebne były do uzyskania lub potwierdzania klas. Gdy noc się
kończyła, a zaczynał się świt, "klasowicze" znowu startowali
na zwalczanie celów, tym razem o świcie i tak wkoło. Wszystkie te
elementy szkolenia miały swoje odrębne właściwości". Po
zakończeniu zadań wracał z poligonu KL i rozpoczynało się
omówienie lotów oraz ewentualnych błędów. Po omówieniu ćwiczeń
piloci udawali się na odpoczynek. Ciekawostką jest to, że kiedy
odbywały się owe ćwiczenia, w mieście chodziły słuchy, że w
nocy nad zatoką latało UFO.
c.d.n.
Tekst
Krzysztof Kirschenstein
Zdjęcia
z archiwum autora