18 kwietnia 1969 roku 34 pułk bierze udział w ćwiczeniach na
szczeblu 2 KOPK. Już o godz. 4.15 pięciokrotne wycie syreny
przerywa pilotom sen (to alarm dla klucza dyżurnego samolotów
Lim-5 z 3 eskadry). To im w pierwszej kolejności zostają
postawione zadania. Po niespełna paru minutach kolejne wycie syreny,
które wpada w pięciominutowy gong; obwieszcza kolejnym załogom
alarm bojowy. Piloci po części byli już do tego alarmu od paru dni
przygotowani, gdyż od co najmniej dwóch tygodni fama głosiła, że
do jednostki z Babich Dołów ma przyjechać inspekcja z GISZ-u.
Pewne było, że w tym wypadku będą wyloty i że cały pułk ma być
kontrolowany tylko w pierwszym okresie działań bojowych.
Cały
personel naziemny wraz z pilotami błyskawicznie zajmuje gotowość
bojową w sile wspomnianych Limów, ale też i naddźwiękowych
samolotów MiG-21PFM, które już od dwóch lat są na stanie pułku.
Pogoda tego dnia nie była zbyt łaskawa, ziemia wciąż pokryta była
jeszcze cienką warstwą śniegu, a od południowego zachodu
nadciągały niskie, ciemne chmury, co nie napawało wszystkich
biorących udział w ćwiczeniach optymizmem. Jako pierwszy z
przeszkolonych już pilotów na naddźwiękowe samoloty startuje w
powietrze MiG-21 pilotowany przez kpt. Jana Kmitę z 2 eskadry. W
tym czasie bardzo szybko zaczynają napływać nad lotnisko coraz
groźniejsze chmury zwiastujące pogorszenie pogody. Kolejne samoloty
wzbijają się w powietrze. Por. pil. Andrzej Hermel z 2 eskadry
rozpoczyna rozbieg już przy lekkim opadzie śniegu. KL widząc,
że warunki meteo są coraz gorsze, nie pozwala kolejnym pilotom na
zapuszczenie silników. Była to trafna decyzja, gdyż pogoda tak się
zepsuła, że wracający z zadań piloci mieli olbrzymie problemy z
lądowaniem. Niemalże cudem udaje się wylądować kpt. Kmicie i
dwóm pilotom z 3 eskadry na samolotach Lim-5.
Warto od razu
wspomnieć, że tego dnia niesamowite szczęście miał też kpt. Jan
Kmita, który po pierwszym nieudanym zajściu na pas poszedł na mały
prostokąt, gdzie spotkał się na kursie lądowania z Limem-5,
mijając go w śnieżycy między BRP a pasem. Jedynie różne
profile lotu obu samolotów sprawiły, że obyło się bez
jakichkolwiek nieprzyjemności. Niektórzy piloci po wykonaniu zadań
zostają skierowani przez KL na zapasowe lotniska m.in. w Słupsku, gdzie warunki były znacznie lepsze na
spokojne sprowadzenie swoich maszyn. Siedzący cały czas w swoich
kabinach kolejni piloci, w oczekiwaniu na alarmowy wylot, przeżywali
wraz ze swoimi kolegami będącymi jeszcze w powietrzu ich walkę z
aurą, która tego dnia sprawiła wszystkim ogromnego figla. Po
raz kolejny piloci 34 pułku pokazali i udowodnili swoje olbrzymie
doświadczenie wsparte dodatkowo też dozą szczęścia - wszystkie postawione zadania zakończyły się dla nich pomyślnie. Z
upływem czasu śnieg sypał tak, jakby to środek zimy,
zakrywając całe lotnisko białym puchem. Pozostali na ziemi piloci
z niepokojem spoglądali przed domkiem pilota na kaprysy wiosennej
aury, oczekując w skupieniu na powrót swojego ostatniego kolegi z 2 eskadry - Jana Darnowskiego. Po wykonaniu ćwiczenia, jakim był lot
na samolocie MiG-21PFM o nr 7001 na przechwycenie, KL wywołał: "125, wracaj do domu". Niskie, głąbiaste chmury miotane dodatkowo
silnym, porywistym wiatrem potęgowały coraz bardziej pogarszające
się z każdą sekundą warunki meteo. Po wyjściu z niskiej podstawy i przy silnym, bocznym
wietrze pilot zachodził do lądowania z kursem 316.
Niestety warunki już niemalże beznadziejne zmusiły
pilota do udania się na zapasowe lotnisko w Malborku. Los wyjątkowo
sprzysiągł się tego dnia przeciwko niemu. Niestety i tam aura
spłatała kolejnego figla dolatującemu pilotowi. Warunki tak się
pogorszyły, że widzialność spadła poniżej 800 metrów i dolnej
podstawie zaledwie 100 metrów. Dodatkowo nie był też włączony RSL. Pilot trzy razy zachodził na pas, lecz zbyt duże różnice
w kursie nie pozwoliły mu wylądować. Przy pozostałości około
250 litrów paliwa dostał decyzję na jeszcze jedno zajście po
małym kręgu, a w razie niewylądowania na katapultowanie się. Były
to dla pilota już krytyczne chwile, bo jak wiadomo, któż z lotników
lubi się katapultować? Instynkt samozachowawczy podpowiadał, by skakać. Pilot wiedział doskonale, że nikt z
przełożonych ani kolegów nie będzie miał mu za złe, jeśli
opuści maszynę. W szkole oficerskiej, a później w pułku bojowym
przypominano niejednokrotnie lotnikom, że w sytuacji grożącej
niebezpieczeństwem utraty życia należy natychmiast opuścić
samolot. Jednak duża siła woli, odporność psychiczna w ciężkiej
sytuacji i w niezwykle trudnych warunkach atmosferycznych oraz
doświadczenie lotnicze mjr Darnowskiego odniosły tym razem sukces.
Pilot wylądował, mając w zapasie zaledwie 38 litrów paliwa, a na
ile to wystarczy w samolocie MiG-21, to wiedzą jedynie latający na
nich piloci - jest to ilość na jeden większy ruch manetką gazu!
Mjr pil. Jan Darnowski zdawał sobie sprawę z grożącego mu
niebezpieczeństwa, mimo tego postanowił podjąć ryzyko, aby
uratować drogi sprzęt lotniczy. Następnego dnia, kiedy
warunki meteo znacznie się poprawiły, pilot powrócił na
macierzyste lotnisko, za co dowódca pułku wyróżnił go zegarkiem
i magnetofonem szpulowym ZK-125.
GISZ-
Generalny Inspektorat Sił Zbrojnych
BRP- bliższa radiostacja prowadząca
RSL- radiolokacyjny system lądowania
KL- kierownik lotów
Tekst
Krzysztof Kirschenstein
Zdjęcia
z archiwum autora