Wyszukiwarka

Aviateam.pl na Facebook

Niezwykły lot mjr pil. Jana Darnowskiego

Kategoria: Wspomnienia najlepszych Utworzony: 2012-08-09 Autor: Kirschenstein Krzysztof

18 kwietnia 1969 roku 34 pułk bierze udział w ćwiczeniach na szczeblu 2 KOPK. Już o godz. 4.15 pięciokrotne wycie syreny przerywa pilotom sen (to alarm dla klucza dyżurnego samolotów Lim-5 z 3 eskadry). To im w pierwszej kolejności zostają postawione zadania. Po niespełna paru minutach kolejne wycie syreny, które wpada w pięciominutowy gong; obwieszcza kolejnym załogom alarm bojowy. Piloci po części byli już do tego alarmu od paru dni przygotowani, gdyż od co najmniej dwóch tygodni fama głosiła, że do  jednostki z Babich Dołów ma przyjechać inspekcja z GISZ-u. Pewne było, że w tym wypadku będą wyloty i że cały pułk ma być kontrolowany tylko w pierwszym okresie działań bojowych.

Cały personel naziemny wraz z pilotami błyskawicznie zajmuje gotowość bojową w sile wspomnianych Limów, ale też i naddźwiękowych samolotów MiG-21PFM, które już od dwóch lat są na stanie pułku. Pogoda tego dnia nie była zbyt łaskawa, ziemia wciąż pokryta była jeszcze cienką warstwą śniegu, a od południowego zachodu nadciągały niskie, ciemne chmury, co nie napawało wszystkich biorących udział w ćwiczeniach optymizmem. Jako pierwszy z przeszkolonych już pilotów na naddźwiękowe samoloty startuje w powietrze MiG-21 pilotowany przez kpt. Jana Kmitę z 2 eskadry. W tym czasie bardzo szybko zaczynają napływać nad lotnisko coraz groźniejsze chmury zwiastujące pogorszenie pogody. Kolejne samoloty wzbijają się w powietrze. Por. pil. Andrzej Hermel z 2 eskadry rozpoczyna rozbieg już przy lekkim opadzie śniegu. KL widząc, że warunki meteo są coraz gorsze, nie pozwala kolejnym pilotom na zapuszczenie silników. Była to trafna decyzja, gdyż pogoda tak się zepsuła, że wracający z zadań piloci mieli olbrzymie problemy z lądowaniem. Niemalże cudem udaje się wylądować kpt. Kmicie i dwóm pilotom z 3 eskadry na samolotach Lim-5.

Warto od razu wspomnieć, że tego dnia niesamowite szczęście miał też kpt. Jan Kmita, który po pierwszym nieudanym zajściu na pas poszedł na mały prostokąt, gdzie spotkał się na kursie lądowania z Limem-5, mijając go w śnieżycy między BRP a pasem. Jedynie różne profile lotu obu samolotów sprawiły, że obyło się bez jakichkolwiek nieprzyjemności. Niektórzy piloci po wykonaniu zadań zostają skierowani przez KL na zapasowe lotniska m.in. w Słupsku, gdzie warunki były znacznie lepsze na spokojne sprowadzenie swoich maszyn. Siedzący cały czas w swoich kabinach kolejni piloci, w oczekiwaniu na alarmowy wylot, przeżywali wraz ze swoimi kolegami będącymi jeszcze w powietrzu ich walkę z aurą, która tego dnia sprawiła wszystkim ogromnego figla. Po raz kolejny piloci 34 pułku pokazali i udowodnili swoje olbrzymie doświadczenie wsparte dodatkowo też dozą szczęścia - wszystkie postawione zadania zakończyły się dla nich pomyślnie. Z upływem czasu śnieg sypał tak, jakby to środek zimy, zakrywając całe lotnisko białym puchem. Pozostali na ziemi piloci z niepokojem spoglądali przed domkiem pilota na kaprysy wiosennej aury, oczekując w skupieniu na powrót swojego ostatniego kolegi z 2 eskadry - Jana Darnowskiego. Po wykonaniu ćwiczenia, jakim był lot na samolocie MiG-21PFM o nr 7001 na przechwycenie, KL wywołał: "125, wracaj do domu". Niskie, głąbiaste chmury miotane dodatkowo silnym, porywistym wiatrem potęgowały coraz bardziej pogarszające się z każdą sekundą warunki meteo. Po wyjściu z niskiej podstawy i przy silnym, bocznym wietrze pilot zachodził do lądowania z kursem 316.

Niestety warunki już niemalże beznadziejne zmusiły pilota do udania się na zapasowe lotnisko w Malborku. Los wyjątkowo sprzysiągł się tego dnia przeciwko niemu. Niestety i tam aura spłatała kolejnego figla dolatującemu pilotowi. Warunki tak się pogorszyły, że widzialność spadła poniżej 800 metrów i dolnej podstawie zaledwie 100 metrów. Dodatkowo nie był też włączony RSL. Pilot trzy razy zachodził na pas, lecz zbyt duże różnice w kursie nie pozwoliły mu wylądować. Przy pozostałości około 250 litrów paliwa dostał decyzję na jeszcze jedno zajście po małym kręgu, a w razie niewylądowania na katapultowanie się. Były to dla pilota już krytyczne chwile, bo jak wiadomo, któż z lotników lubi się katapultować? Instynkt samozachowawczy podpowiadał, by skakać. Pilot wiedział doskonale, że nikt z przełożonych ani kolegów nie będzie miał mu za złe, jeśli opuści maszynę. W szkole oficerskiej, a później w pułku bojowym przypominano niejednokrotnie lotnikom, że w sytuacji grożącej niebezpieczeństwem utraty życia należy natychmiast opuścić samolot. Jednak duża siła woli, odporność psychiczna w ciężkiej sytuacji i w niezwykle trudnych warunkach atmosferycznych oraz doświadczenie lotnicze mjr Darnowskiego odniosły tym razem sukces.

Pilot wylądował, mając w zapasie zaledwie 38 litrów paliwa, a na ile to wystarczy w  samolocie MiG-21, to wiedzą jedynie latający na nich piloci - jest to ilość na jeden większy ruch manetką gazu! Mjr pil. Jan Darnowski zdawał sobie sprawę z grożącego mu niebezpieczeństwa, mimo tego postanowił podjąć ryzyko, aby uratować drogi sprzęt lotniczy. Następnego dnia, kiedy warunki meteo znacznie się poprawiły, pilot powrócił na macierzyste lotnisko, za co dowódca pułku wyróżnił go zegarkiem i magnetofonem szpulowym ZK-125.

GISZ- Generalny Inspektorat Sił Zbrojnych

BRP- bliższa radiostacja prowadząca

RSL- radiolokacyjny system lądowania

KL- kierownik lotów


Tekst Krzysztof Kirschenstein

Zdjęcia z archiwum autora