Podczas
jednego z letnich dni szkolenia bojowego, które miało miejsce w
1954 roku piloci 1. PLM przygotowywali się do odbycia lotów na
poligon lądowy w miejscowości Jagodne, celem wykonania ostrego
strzelania do celów naziemnych - kolejnego elementu programu
szkolenia bojowego. Srebrzyste sylwetki odrzutowych myśliwców
MiG-15 stały od samego rana przygotowane do lotów poligonowych na
płaszczyźnie zwanej potocznie "CPPS". Po odbyciu tradycyjnie
odprawy przedlotowej młodzi piloci entuzjastycznie przygotowali się
do postawionych im zadań. Wśród wykonujących swoje ćwiczenie byli już w tym czasie
dwaj dobrze spisujący się piloci: por. Władysław Czaban i
por. Ryszard Grundman. Po przejęciu od służby technicznej swoich
samolotów, młodzi piloci z animuszem kołowali na start, aby jak
najszybciej i jak najlepiej wykonać swoje zadania. Starty odbywały
się parami. Młody por. Grundman w tym locie był prowadzonym i
doskonale wiedział, co ma robić. Utrzymywać swoje miejsce w szyku
i na komendę prowadzącego otworzyć ogień. Po dolocie nad
wyznaczone miejsce, piloci wzorowo wykonali swoje zadanie. Kierownik
lotów na poligonie z ogromnym entuzjazmem potwierdził słowami "serie
w celach-gratuluje!".
Piloci błyskawicznie odeszli ze strefy poligonu zwalniając miejsce
kolejnym załogom na wykonanie swoich ćwiczeń. Piloci w duchu
dobrze przeprowadzonego ćwiczenia skierowali swoje maszyny w
kierunku macierzystego lotniska. Kiedy para dwóch srebrzystych
myśliwców MiG-15 całkowicie opuściła rejon wykonywanych ćwiczeń
w tym dniu, prowadzący parę por. Czaban zaczął subtelnie zniżać
wysokość nakazanego w programie lotu. Po chwili oba samoloty już
mknęły w szaleńczym pędzie. Piloci pilotując swoje stalowe
srebrzyste ptaki mijali z prawej i lewej strony las
y, które
sprawiały jak zawsze przy takiej wysokości i prędkości wrażenie
zwartej szarozielonej ściany. Takie loty uwielbiają piloci po dzień
dzisiejszy, gdyż odczuwa się wtedy szczególny urok panowania
człowieka nad rozpędzoną maszyną. Po uciekających w tył
szachownicach pól, stalowe maszyny mknęły przed siebie w zawrotnej
prędkości, nie naruszając stref budowlanych. Por. Czaban obrał
kurs na najdłuższą rzekę Polski-Wisłę. Przy wejściu nad lustro
wody samolotami troszkę rzuciło, ale piloci szybko wyrównali
sterami nagłą zmianę w układzie prądów wznoszących. Myśliwce
mijały teraz co chwile jakieś pływające żaglówki, łodzie,
motorówki, brzegi wałów, asfaltową szosę ze słynnym czerwonym
autobusem, aby po chwili dolecieć do lotniska aeroklubowego Gocław.
Tam prowadzący "walił" prosto na zieloną płaszczyznę
lotniska gdzie efektownym, niskim "kosiakiem" przeprasował całą
płaszczyznę aeroklubu, aby na koniec wystrzelić prosto w górę
parą i przejść natychmiast do lotu plecowego. Po tak emocjonującym
locie na niskiej wysokości piloci obrali kurs na lotnisko Babice.
Lądowanie wykonali równie
ż parą, co było przewidziane w
programie tego lotu. Po wylądowaniu samoloty zakołowały na "CPPS"
gdzie czekała już na nie obsługa techniczna. Po zdaniu mechanikom
samolotów na spokojnie chcieli w drodze do domku pilota omówić
swoje ćwiczenie. Niestety rozmowę zakłócił im hamujący z
piskiem opon samochód, który przyjechał, aby zabrać ich
niezwłocznie do kierownika lotów - mjr pil. Stanisława
Płoszańskiego. Ten zdenerwowany całą sytuacją poinformował,
że w rejonie ich lotu jakaś para mocno chuliganiła w powietrzu i,
że wszystko wskazuje na to, że byli to właśnie oni. Obaj piloci
nawet nie protestowali. Nie mieli nawet czasu na jakąkolwiek
sensowną wypowiedz gdyż zdenerwowany mjr Płoszański przekazał
kolejną jeszcze mniej optymistyczną informację, że następnego
dnia mają stawić się do raportu u samego dowódcy 5. Dywizji
Lotnictwa Myśliwskiego OPL płk pil. Aleksego Markowa. Piloci na tą
wiadomość odeszli ze spuszczonymi głowami, zadając sobie zaraz
pytanie kto i gdzie ich przyuważył. Na domku pilota dowiedzieli
się, że podczas ich brawurowego "kosiaka" nad lotniskiem
aeroklubu warszawskiego Gocław, w tym czasie przebywał sam gen.
bryga
dy pil. Michał Jakubik, który bez najmniejszego trudu
zidentyfikował nr boczne obu samolotów, które widoczne były jak
na dłoni. Na drugi dzień obaj piloci stanęli do wspomnianego
raportu. Marsowa mina dowódcy dywizji nie wróżyła nic dobrego. Po
krótkim wstępie, którego nie wypada nawet powtarzać płk pil.
Aleksy Markow zapoznał się z całym przebiegiem ich lotu i o dziwo
tutaj znalazło się miejsce na pewną sugestię, która niewątpliwie
zadziałała na korzyść obu pilotów - wynik wzorowego strzelania.
Obie oceny bardzo dobre. Por. pil. Władysław Czaban ukarany został
naganą partyjną zaś por. pil. Ryszard Grundman upomnieniem. W
następnym dniu odbyło się omówienie tego brawurowego lotu wraz z
innymi pilotami. Podczas analizowania ich lotu jeden z dowódców
sąsiadujących ze sobą pułków - ppłk pil. Sergiusz Piepielin
wyraził swój zachwyt dla obu pilotów, którzy potrafili utrzymać
się w ciasnym szyku na tak niskiej wysokości. Dowódca
ten
nie analizował przepisów ich naruszenia. Sam był rasowym
myśliwcem, którego interesowała sztuka pilotażu i poziom
wyszkolenia polskich pilotów. Był zachwycony, że na tych
myśliwcach piloci potrafią już latać w tak ciasnym szyku,
wykonując przy tym nawet elementy akrobacji. Być może ta opina
tego dowódcy zaważyła ostatecznie na postawie pilotów i pozwoliła
inaczej spoglądać na podobne incydenty, a które dziś z pewnością
skończyłyby się dużo, dużo surowszymi konsekfencjami.
Ps. Dziękuje płk dypl. pil. w st. spoczynku Ryszardowi Grundmanowi za pomoc przy zrealizowaniu tego materiału.
Tekst Krzysztof Kirschenstein
zdjęcia zbiory autora