Wyszukiwarka

Aviateam.pl na Facebook

Do raportu

Kategoria: Wspomnienia najlepszych Utworzony: 2014-08-03 Autor: Kirschenstein Krzysztof

Podczas jednego z letnich dni szkolenia bojowego, które miało miejsce w 1954 roku piloci 1. PLM przygotowywali się do odbycia lotów na poligon lądowy w miejscowości Jagodne, celem wykonania ostrego strzelania do celów naziemnych - kolejnego elementu programu szkolenia bojowego. Srebrzyste sylwetki odrzutowych myśliwców MiG-15 stały od samego rana przygotowane do lotów poligonowych na płaszczyźnie zwanej potocznie "CPPS". Po odbyciu tradycyjnie odprawy przedlotowej młodzi piloci entuzjastycznie przygotowali się do postawionych im zadań. Wśród wykonujących swoje ćwiczenie byli już w tym czasie dwaj dobrze spisujący się piloci: por. Władysław Czaban i por. Ryszard Grundman. Po przejęciu od służby technicznej swoich samolotów, młodzi piloci z animuszem kołowali na start, aby jak najszybciej i jak najlepiej wykonać swoje zadania. Starty odbywały się parami. Młody por. Grundman w tym locie był prowadzonym i doskonale wiedział, co ma robić. Utrzymywać swoje miejsce w szyku i na komendę prowadzącego otworzyć ogień. Po dolocie nad wyznaczone miejsce, piloci wzorowo wykonali swoje zadanie. Kierownik lotów na poligonie z ogromnym entuzjazmem potwierdził słowami "serie w celach-gratuluje!". Piloci błyskawicznie odeszli ze strefy poligonu zwalniając miejsce kolejnym załogom na wykonanie swoich ćwiczeń. Piloci w duchu dobrze przeprowadzonego ćwiczenia skierowali swoje maszyny w kierunku macierzystego lotniska. Kiedy para dwóch srebrzystych myśliwców MiG-15 całkowicie opuściła rejon wykonywanych ćwiczeń w tym dniu, prowadzący parę por. Czaban zaczął subtelnie zniżać wysokość nakazanego w programie lotu. Po chwili oba samoloty już mknęły w szaleńczym pędzie. Piloci pilotując swoje stalowe srebrzyste ptaki mijali z prawej i lewej strony lasy, które sprawiały jak zawsze przy takiej wysokości i prędkości wrażenie zwartej szarozielonej ściany. Takie loty uwielbiają piloci po dzień dzisiejszy, gdyż odczuwa się wtedy szczególny urok panowania człowieka nad rozpędzoną maszyną. Po uciekających w tył szachownicach pól, stalowe maszyny mknęły przed siebie w zawrotnej prędkości, nie naruszając stref budowlanych. Por. Czaban obrał kurs na najdłuższą rzekę Polski-Wisłę. Przy wejściu nad lustro wody samolotami troszkę rzuciło, ale piloci szybko wyrównali sterami nagłą zmianę w układzie prądów wznoszących. Myśliwce mijały teraz co chwile jakieś pływające żaglówki, łodzie, motorówki, brzegi wałów, asfaltową szosę ze słynnym czerwonym autobusem, aby po chwili dolecieć do lotniska aeroklubowego Gocław. Tam prowadzący "walił" prosto na zieloną płaszczyznę lotniska gdzie efektownym, niskim "kosiakiem" przeprasował całą płaszczyznę aeroklubu, aby na koniec wystrzelić prosto w górę parą i przejść natychmiast do lotu plecowego. Po tak emocjonującym locie na niskiej wysokości piloci obrali kurs na lotnisko Babice. Lądowanie wykonali również parą, co było przewidziane w programie tego lotu. Po wylądowaniu samoloty zakołowały na "CPPS" gdzie czekała już na nie obsługa techniczna. Po zdaniu mechanikom samolotów na spokojnie chcieli w drodze do domku pilota omówić swoje ćwiczenie. Niestety rozmowę zakłócił im hamujący z piskiem opon samochód, który przyjechał, aby zabrać ich niezwłocznie do kierownika lotów - mjr pil. Stanisława Płoszańskiego. Ten zdenerwowany całą sytuacją poinformował, że w rejonie ich lotu jakaś para mocno chuliganiła w powietrzu i, że wszystko wskazuje na to, że byli to właśnie oni. Obaj piloci nawet nie protestowali. Nie mieli nawet czasu na jakąkolwiek sensowną wypowiedz gdyż zdenerwowany mjr Płoszański przekazał kolejną jeszcze mniej optymistyczną informację, że następnego dnia mają stawić się do raportu u samego dowódcy 5. Dywizji Lotnictwa Myśliwskiego OPL płk pil. Aleksego Markowa. Piloci na tą wiadomość odeszli ze spuszczonymi głowami, zadając sobie zaraz pytanie kto i gdzie ich przyuważył. Na domku pilota dowiedzieli się, że podczas ich brawurowego "kosiaka" nad lotniskiem aeroklubu warszawskiego Gocław, w tym czasie przebywał sam gen. brygady pil. Michał Jakubik, który bez najmniejszego trudu zidentyfikował nr boczne obu samolotów, które widoczne były jak na dłoni. Na drugi dzień obaj piloci stanęli do wspomnianego raportu. Marsowa mina dowódcy dywizji nie wróżyła nic dobrego. Po krótkim wstępie, którego nie wypada nawet powtarzać płk pil. Aleksy Markow zapoznał się z całym przebiegiem ich lotu i o dziwo tutaj znalazło się miejsce na pewną sugestię, która niewątpliwie zadziałała na korzyść obu pilotów - wynik wzorowego strzelania. Obie oceny bardzo dobre. Por. pil. Władysław Czaban ukarany został naganą partyjną zaś por. pil. Ryszard Grundman upomnieniem. W następnym dniu odbyło się omówienie tego brawurowego lotu wraz z innymi pilotami. Podczas analizowania ich lotu jeden z dowódców sąsiadujących ze sobą pułków - ppłk pil. Sergiusz Piepielin wyraził swój zachwyt dla obu pilotów, którzy potrafili utrzymać się w ciasnym szyku na tak niskiej wysokości. Dowódca ten nie analizował przepisów ich naruszenia. Sam był rasowym myśliwcem, którego interesowała sztuka pilotażu i poziom wyszkolenia polskich pilotów. Był zachwycony, że na tych myśliwcach piloci potrafią już latać w tak ciasnym szyku, wykonując przy tym nawet elementy akrobacji. Być może ta opina tego dowódcy zaważyła ostatecznie na postawie pilotów i pozwoliła inaczej spoglądać na podobne incydenty, a które dziś z pewnością skończyłyby się dużo, dużo surowszymi konsekfencjami.


Ps. Dziękuje płk dypl. pil. w st. spoczynku Ryszardowi Grundmanowi za pomoc przy zrealizowaniu tego materiału.


Tekst Krzysztof Kirschenstein

zdjęcia zbiory autora