Wyszukiwarka

Aviateam.pl na Facebook

Z głową w chmurach

Kategoria: Z podróży lotniczych Utworzony: 2012-09-26 Autor: Rodak Sławomir

W słoneczny, wrześniowy poranek wraz z grupą przyjaciół pokonujemy malowniczą drogę do Borska. Na wizytę w Borsku nigdy nie trzeba mnie namawiać. Dawne lotnisko wojskowe przyciąga jak magnes, zaś ulokowanie tej skromnej w swoich granicach miejscowości jest gwarantem pięknych krajobrazów. Dzisiaj jednak mamy dodatkową motywację - skorzystaliśmy z zaproszenia kolegi Dominika, który  na czas lata staje się częstym gościem tej miejscowości, a ściślej rzecz ujmując, paralotniarzem prawie na stałe bazującym na lotnisku. Dominik zaprosił nas do wspólnych (tandemowych) lotów paralotnią. Nie można było odmówić sobie takiej przyjemności.

Do Borska docieramy dosyć wcześnie. Wąska, niepozorna, asfaltowa droga oraz kilka zabudowań wioski niczym nie zdradzają atrakcji, które oferuje ta miejscowość.
Z jeziora Wdzydze wypływa Wda, która w tym miejscu sztucznie spiętrzona, wraz ze sztuczną odnogą stanowi cenione przez wędkarzy miejsce połowu ryb.
Nad samym jeziorem rozlokowano ośrodki wypoczynkowe oraz przystanie jachtowe, zaś klifowe brzegi jeziora gwarantują wspaniały widok na jezioro wraz z jego licznymi wyspami.

Spoglądając z klifu w kierunku największej z wysp - Ostrów Mały, nachodzi nas refleksja... Gdyby tak móc stanąć w tym miejscu 20 lat temu i z klifu oglądać podejście do lądowania odrzutowych MiG-ów... Nie bez przyczyny to zapasowe lotnisko zostało nieformalnie uznane przez lotników za najładniej położone w Polsce.

W odległości około 6 kilometrów od Borska, po przeciwnej - w osi pasa lotniska- stronie, znajduje się stacja kolejowa Bąk; po drodze do niej mija się dawną infrastrukturę lotniska - bomboskład, budynki garnizonu, dalsza radiolatarnia lotniskowa. W Borsku nigdy na stałe nie stacjonowały samoloty, stąd infrastruktura lotniskowa jest dosyć skromna, ale każdy z obiektów ma historię zapamiętaną przez wiele osób, które przewinęły się przez tę jednostkę.

Stacja Bąk to temat na odrębny artykuł. Jeszcze dzisiaj wyraźnie widać ślady bocznicy kolejowej prowadzącej do lotniska. W sąsiedztwie stacji znajdowała się dalsza radiolatarnia lotniskowa, sama zaś stacja łącząca obecnie linie kolejowe 201 oraz 215  miała być stacją węzłową. Przez stację miała przebiegać budowana od 1914 roku linia kolejowa Gdańsk - Stara Piła - Liniewo - Bąk - Czersk, która miała być kolejowym skrótem  z Gdańska do Kolei Wschodniej (Ostbahn). Do dzisiaj na odcinku Bąk - Stara Piła zachowały się ślady robót ziemnych i inżynieryjnych pod przyszły tor.

Słońce coraz wyżej, kierujemy się na lotnisko. Nie jesteśmy pierwsi. Na początku pasa startowego zastajemy grupę paralotniarzy szykujących się do lotów. Chwilę później wyciągarka w postaci wdzięcznego audi na naszych oczach podrywa w górę pierwszego lotnika. Nieprawdopodobna jest ta lekkość, z jaką paralotnia przezwycięża siłę grawitacji. Po zwolnieniu liny holowniczej paralotnia i powietrze stanową jedną całość. Skrzydło całą swoją powierzchnią czerpie z powietrza, wiatru i termiki.

Podczas gdy na lotnisko zjeżdżają kolejni amatorzy paralotniarstwa oraz druga wyciągarka zaczyna obsługiwać loty, zjawia się także nasz pilot- Dominik. Nieubłaganie zbliża się też nasze pierwsze doświadczenie z lataniem na skrzydle. Krótkie wprowadzenie, zapinanie uprzęży, sprawdzanie żagla oraz instrukcja od holującego, jak wypiąć hol, gdy już osiągnie się pułap 500 m. Wyartykułowana przez holującego wysokość daje do myślenia i zaczyna niebezpiecznie pobudzać wyobraźnię. Na pytania w stylu "Co, jeśli..." jest już za późno.

"Biegnij!" Hasło wydane zza pleców! Bieg, bieg, - walka z oporem budującego się skrzydła, potem lżej, lżej, wolniej aż do momentu, gdy nogi nie dotykają już ziemi. Zaczęło się, z ziemią łączy nas już tylko linka holującego samochodu, wznosimy się dosyć szybko. Sosnowy las okalający lotnisko ustępuje widnokręgowi, pas startowy staje się coraz węższy, a jego koniec wydaje się być tuż pod nami. W niewielkiej odległości, prawie na wyciągnięcie ręki znajduje się teraz jezioro Wdzydze, które wraz ze wszystkimi swoimi wyspami nadaje przedsmak tego, co będzie można zobaczyć, gdy wzniesiemy się naprawdę wysoko.

Wyciągarka dotarła do końca pasa, a to oznacza, że należy przygotować się na zwolnienie holu. Drobny lęk wkrada się w myśli, co stanie się po zwolnieniu holu? Jak dotąd to wyciągarka nadawała nam prędkość i wysokość. Spojrzenie pionowo w dół nie dodaje otuchy, jesteśmy naprawdę wysoko, pod nogami nie ma żadnego punktu zaczepienia, a ze skrzydłem połączeni jesteśmy jedynie kilkoma taśmami. "Zwolnij hol!" - pada komenda. Ręka drży, nie za bardzo jest się czego złapać, aparat w jednej ręce nie ułatwia zadania. Jak to teraz? Puścić się taśm obiema rękoma, nie mając gruntu pod nogami? Trzeba przeciwstawić się instynktowi. Przygotowany do szarpnięcia w górę lub co gorsza w dół, zwalniam hol...

Nic. Nie stało się nic. Spoglądam w górę, skrzydło zawieszone w nicości. To chwila, w której rozpoczyna się sztuka żeglowania w powietrzu. Zataczamy mały krąg; chciałoby się zawisnąć w tym miejscu jak najdłużej, aby uchwycić każdy detal pozornie znanych już miejsc. Okolica, którą tyle razy przemierzało się z poziomu gruntu, nagle odkrywa swoje drugie oblicze.

Mamy szczęście, znaleźliśmy komin termiczny; dzięki niemu, zataczając krąg, możemy wspiąć się jeszcze wyżej. Migawka aparatu pracuje intensywnie, by utrwalić każdy moment tego lotu. Wznosimy się wysoko, popiskujący wysokościomierz intensywnie informuje nas o regularnym wzroście wysokości. Moje przypuszczenia o tym, że zaraz znajdziemy się w chmurach, potwierdza głos Dominika. Osiągnęliśmy dolną podstawę chmur - 750 m.

Widnokrąg powiększył się jeszcze bardziej. Mam wrażenie, że na tej wysokości widać już krzywiznę ziemi. Późniejszy przegląd zdjęć utwierdza mnie w tym przekonaniu. Jest za wysoko, aby patrzeć prosto w dół, przynajmniej w pierwszym locie. Delikatny lęk ustępuje miejsca zachwytowi nad krajobrazem otaczającym to szczególne miejsce. Nie ma żadnego problemu ze zlokalizowaniem Kościerzyny, z drugiej strony zaś miejscowości Wiele i dalej Brus. Gdyby nie lekko zamglone powietrze, można by zobaczyć Bałtyk.

Spoglądam na skrzydło; nadal ciężko jest oswoić się z myślą, że taki zwiewny kawałek materiału jest w stanie unieść nas tak wysoko. O możliwości paralotni przekonałem się, gdy Dominik przechylił skrzydło wraz z nami w jedną, a następnie w drugą stronę. Dzięki temu po prawej stronie zobaczyłem pas startowy lotniska, po lewej niebo, horyzont stał się zaś... pionowy. Wspomniany manewr skutecznie zwielokrotnił możliwości doznań lotniczych tego dnia. Spokojnymi kręgami nad lotniskiem wytracamy wysokość, a ja, korzystając z ostatnich chwil lotu, uwieczniam na zdjęciach najbliższe lotnisku okolice.

Lądujemy miękko, czasza skrzydła składa się delikatnie, swoim obecnym kształtem w niczym nie zdradza możliwości, jakie za sobą niesie. Emocje nieco padają. "Od dzisiaj świat będzie lepszy" - słyszę od któregoś z licznych paralotniarzy. Trudno się z tym nie zgodzić...