(Bengaluru). Jest to duży ośrodek przemysłu lotniczego,
komputerów i w ogóle wysokich technologii. Wyprawa do Indii jest w sensie
logistycznym trudniejsza niż wyprawa do Chin. Otrzymanie indyjskiej wizy
dziennikarskiej wymaga zebrania wielu kwitów: akredytacji od organizatorów
wystawy, zezwoleń od indyjskich ministerstw spraw zagranicznych i obrony. Przy
czym ambasada wymaga przedstawienia akredytacji przed wydaniem wizy, a
organizatorzy wystawy wydają akredytację po wcześniejszym przedstawieniu wizy
dziennikarskiej. W końcu wszystko dostałem, ale jak moje nerwy to wytrzymały?
Ponieważ bilet lotniczy kupowałem w ostatniej chwili, to w odpowiadającym mi terminie
(no i cenie) był tylko przelot liniami lotniczymi Srilankan przez Colombo, byłą
stolicę Sri Lanki. Trochę się bałem, ale okazało się, że niepotrzebnie,
wszystko było OK. Kiedyś leciałem (słusznie już nieistniejącymi) liniami
lotniczymi Air Madrid, wtedy to było przeżycie! Także z hotelami i jedzeniem jest
trudniej: dobre hotele są strasznie drogie, a tanie hotele są straszne.Sama wystawa w Bangalore z punktu widzenia fotografa
lotniczego jest
przyjemna, choć trzeba znać jej specyfikę. Po pierwsze słońce jest w plecy,
więc nie trzeba szukać żadnych nietypowych miejscówek. Po drugie słońce jest
cały czas, ani jednej chmurki nie widziałem (niestety, powietrze drży). Po trzecie
prasa miała w tym roku dostęp do wystawy statycznej (tylko w dni profesjonalne,
nie te dla publiczności) i nie trzeba było fotografować spoza barierek, jak
było w latach poprzednich. Nieco trudniej jest ze zdjęciami w locie (a ściślej
– ze startami i lądowaniami), bowiem przeszkadzają samoloty stojące na linii
przygotowania do lotu. Niekiedy, jeśli ochrona się zagapi, to może podejść
bliżej, ale nie na długo. Najlepszy jak zawsze jest dzień przed
rozpoczęciem wystawy: można
chodzić spokojnie niemal wszędzie.
Drugi dobry moment w Bangalore to defilada na otwarcie wystawy pierwszego dnia. Prasa ma wejście na dość wysoką trybunę, z której swobodnie można fotografować kołowania i starty (a także przeloty oczywiście). Dwa lata temu jakiś człowiek, powiedzmy delikatnie dość mocno pozbawiony wyobraźni, ustawił przed trybuną wysokie maszty z flagami uczestników imprezy, które wszystko skutecznie zasłoniły. W tym roku maszty ucięto i niewiele sterczały z ziemi; wyglądały śmiesznie, ale za to nikomu nie przeszkadzały. W defiladzie uczestniczą Indyjskie Siły Powietrzne i można było zobaczyć kilka rzeczy, które w kolejnych dniach się nie powtórzyły: przelot pięciu myśliwców Tejas, tyle samo Jaguarów, trójka Su-30MKI. W poprzednich latach były jeszcze ciekawsze rzeczy, na przykład przelot Tu-142, Ił-78 z Mirage 2000, ale w tym roku defilada była znacznie skromniejsza.
Tekst i zdjęcia Piotr Butowski


















