Odejście na zasłużoną emeryturę nie oznacza wycofania się z tego, co stanowiło przez przed długi czas esencję życia ludzi związanych z lotnictwem. Staraniem Stowarzyszenia Oficerów Rezerwy 34 PLM i Sympatyków Lotnictwa 1 września odbyło się spore wydarzenie - piknik lotniczy z okazji Święta Lotnictwa Polskiego. Co ciekawe, postanowiono nie tylko gościć na nim pilotów - Polaków, ale również gości zza wschodniej granicy, z którymi już jakiś czas temu nawiązano współpracę w imię wspólnych ideałów.
Głównym organizatorem był płk pil. rez. Leopold Stachowski, prezes ww. stowarzyszenia. Oczywiście nie mniej wspomagali go inni ludzie działający w szeregach związku, co zaowocowało nie tylko piękną organizacyjnie imprezą, ale również zacieśnieniem więzi między lotnikami polskimi i rosyjskimi.
Piloci spotkali się na lądowisku w Linowcu k. Stargardu Gdańskiego. Jest to teren stanowiący własność Lecha Romańskiego - człowieka niezwykle gościnnego, który nie tylko udostępnił teren lądowiska, ale również później okazał się gospodarzem posiadłości w Semlinku, gdzie odbywał się dalszy ciąg imprezy. Warto wspomnieć, że Lech Romański to jeden z byłych pilotów 34 Pułku Lotnictwa Myśliwskiego z Gdyni - Babich Dołów. Podczas spotkania w Linowcu integracyjny motyw spotkania zaczął się na dobre - żony pilotów zaczęły się dogadywać bez problemów, zaś rosyjskich pilotów zainteresowały ultralekkie maszyny i w szczególności motolotnia obecna na płycie lądowiska; jej tajniki wyjaśniał i sam pilot tej maszyny, i inni ludzie znający się na fachu, a prezentujący polską szkołę latania. Okazało się, że jeśli chodzi o kwestię pilotażu i własności technicznych, nie trzeba tłumacza, by się porozumieć; wszak język pilotów nie zna ograniczeń ani czasowych, ani przestrzennych. Zaraz potem wszyscy goście udali się pojazdami do Semlinka. Tam ugościł wszystkich wspomniany wyżej Lech Romański, który jeszcze w Linowcu uroczyście odebrał okolicznościową pamiątkę od przyjaciół ze wschodniej Europy.
Wszyscy zajęli miejsca w szerokiej altanie i nie trzeba było czekać długo, by do głosu doszły słowa pewnej wielkiej badaczki literatury - "Sławianie, my lubim sielanki". Potoczyły się opowieści z czasów starszych i nowszych, ale najważniejszym, oficjalnym wystąpieniem była przemowa generała majora Walierija Łazebnego dotycząca wspólnej historii lotnictwa radzieckiego i polskiego podczas II wojny światowej. Wszak Święto Lotnictwa było połączone z 73 rocznicą wybuchu najbardziej krwawego konfliktu w dziejach świata. Warto wspomnieć, że poza wspomnianym Rosjaninem również delegacja pilotów rosyjskich godnie reprezentowała lotnictwo zza wschodniej granicy. Wśród polskich pilotów warto wymienić: dowódcę brygady Lotnictwa Marynarki Wojennej RP kmdr pil. Tadeusza Drybczewskiego, jego zastępcę kmdr pil. Andrzeja Szczotkę, dowódcę 43 Bazy Lotnictwa Morskiego Marynarki Wojennej RP kmdr pil. Wiesława Cupera. Ten ostatni, reprezentując polskich pilotów morskich, wręczył gen. Łazebnemu pamiątkę, wygłaszając przy tym ujmującą przemowę na temat stosunków lotników i polskich, i rosyjskich. Wymieniono się prezentami i uprzejmościami, oklaskami nagrodzono przemawiających, po czym nastąpiła mniej oficjalna część uroczystości - wymiana doświadczeń, opowieści pilotów z lat ich pracy, wspólne fotografie, kuluarowe rozmowy, odnowienie znajomości z lat służby w lotnictwie. W grupie zaproszonych gości oczywiście nie mogło zabraknąć ludzi cennych, bez których pilot nie byłby w pełni wartościowy - przedstawicieli techników, personelu naziemnego. Wszyscy obecni byli pod wrażeniem czaru wspomnień; odtworzyły się niejedne historie i wśród pilotów, i wśród techników, a dotyczyły wspólnej służby. W pięknym plenerze, wśród stawów i grobli przeczesanych pomostami i kwitnącymi roślinami był czas nawet na wędkowanie, z czego korzystała część gości. Ognisko skupiało wokół sporo ludzi, którzy nie tylko wpatrywali się w zarzewie, ale również odświeżyli pieśni znane od dawna, a dawno niesłyszane.
W kulturalnej atmosferze i bez pośpiechu goście, rozrzewnieni znajomościami, odświeżonymi wspomnieniami, zaczęli rozchodzić się do samochodów. Udana impreza daje tylko nadzieję na przyszłe podtrzymanie kontaktów, bo przecież bez względu na podziały polityczne i ograniczenia przestrzenne pilot zawsze pozostaje romantycznym kontynuatorem odwiecznych marzeń człowieka o lataniu.
Tekst i fot. Jarosław Kania